IMJT IMJT
wersja językowa: IMJT IMJT 
Strona główna  »  dr Łukasz Tischner  »  Łukasz Tischner "Europa po góralsku"

Łukasz Tischner "Europa po góralsku"


Ojciec powiada, że to Europa.
W dnie jasne całą widać jak na dłoni,
Dymiąca jeszcze po wielu potopach,
Mieszkanie ludzi, psów, kotów i koni.

Czesław Miłosz, „Z okna”

Bardzo się cieszę, że jestem tu – na Pomorzu, które tak bliskie było księdzu Tischnerowi. Odnajdował tu tchnienie wolności - to samo, które zrodziło „Solidarność” i dało początek wolnej Polsce. Stąd wywodziło się wielu jego przyjaciół, do których należał podziwiany przez niego ksiądz Janusz Pasierb. Miał też najwyraźniej słabość do Kaszubów, o których powiadał, że to też górale, ale tacy „co się na szif do Ameryki nie załapali”.
Nie czuję się co prawda powołany do tego, by zgłębiać problematykę europejską, ale powołali mnie tutaj w tym celu organizatorzy „Sesji Świętojańskiej”, więc na głos powołania postaram się odpowiedzieć. Spróbuję zarysować główne źródła refleksji ks. Tischnera na temat Europy. A skoro o źródłach mowa, to wypada nawiązać do górali, którzy byli przecież „na pocątku”. Byli „na pocątku”, przynajmniej w świecie doświadczeń i pojęć autora Etyki solidarności.
Bo myślenie ks. Tischnera o Europie jest w swej istocie myśleniem o Europie jako o domu, którego pierwowzór odnajdował między Gorcami i Tatrami. Wpisuje się on w piękną tradycję powrotu do małych ojczyzn – którą wyznaczał Stanisław Vincenz opiewający Huculszczyznę i Czesław Miłosz opisujący Dolinę Issy na północno-wschodnich rubieżach „rodzinnej Europy”. Co łączy księdza Tischnera z Vincenzem i Miłoszem? Przeświadczenie, że mała ojczyzna nie jest przedmiotem sentymentalnych westchnień, ale przestrzenią zakorzenienia (by posłużyć się znanym terminem Simone Weil), czyli oswajania obcości świata poprzez ustanawianie pierwotnych więzi, także tych wspólnotowych.
Józef Tischner napisał tylko dwa teksty ściśle dotyczące Europy; oba pod koniec życia, gdy bliskie spełnienia stało się marzenie o powrocie Polski do politycznych struktur wolnej Europy. Pierwszy – Droga do europejskiej nowożytności (1997) łagodził lęki eurosceptyków, drugi – Przestrzeń jako projekt wolności (1998) sięgał do źródeł i mówił o Europie jako o przestrzeni, która ma być projektem wolności. Zwłaszcza ten drugi artykuł chciałbym uczynić punktem odniesienia dla moich rozważań. Nie znaczy to oczywiście, że będę abstrahował od innych tekstów, z których pośrednio da się wywieść refleksję o Europie. Szczególnie pouczający jest komentarz ks. Tischnera do przemówienia Jana Pawła II na forum ONZ z 1995 roku, w którym Papież mówił o narodach i ich prawach. Natomiast centralne pojęcia, którymi ks. Tischner posługiwał się w swoich europejskich rozważaniach – dom, kryjówka, dar, wzajemność, dialog i nadzieja należą do samego serca jego filozofii dramatu, którą tworzył na kartach
Świata ludzkiej nadziei, Myślenia według wartości, Filozofii dramatu, a wreszcie Sporu o istnienie człowieka, w którym najpełniej opisał logikę daru.
Przejdźmy do rzeczy. Najpierw przytoczmy dłuższy fragment z Filozofii dramatu poświęcony domowi:
„Przestrzenią człowiekowi najbliższą jest dom. Wszystkie drogi człowieka przez świat mierzą się odległością od domu. Widok z okien domu jest pierwszym widokiem człowieka na świat. Człowiek zapytany, skąd przychodzi – wskazuje na dom. Dom jest gniazdem człowieka. Tu przychodzi na świat dziecko, tu dojrzewa poczucie odpowiedzialności za ład pierwszej wspólnoty, tu człowiek rozpoznaje główne tajemnice rzeczy – okna, drzwi, łyżki – cieszy się i cierpi, stąd odchodzi na wieczny spoczynek. Mieć dom, znaczy: mieć wokół siebie obszar pierwotnej swojskości. Ściany domu chronią człowieka przed srogością żywiołów i nieprzyjaźnią ludzi. Umożliwiają życie i dojrzewanie. Mieszkając w domu, człowiek może się czuć sobą u siebie. Być sobą u siebie, to doświadczać sensownej wolności. Dom nie pozwala na swawolę, nie oznacza też niewoli. Domowa przestrzeń, to przestrzeń wielorakiego sensu. Budować dom, znaczy: zadomowić się” (J. Tischner, Filozofia dramatu, Paryż 1990, s. 187).
Ksiądz Tischner dodaje dalej, że to właśnie w przestrzeni domu najlepiej wyraża się wzajemność, która jest kluczem do wspólnoty. Jak ją rozumieć? Jak czytamy: wzajemność jest tam, gdzie jest dar. Logika daru różni się od logiki kupieckiej. Osoba składająca dar musi być wolna, niezdeterminowana w swym wspaniałomyślnym akcie. Dar, który jest wyrachowany czy też uzasadniony wyłącznie uprzednim zadłużeniem, przestaje być darem – staje się zapłatą. Gdzie zjawia się dar, znika przymus i wszelka przyczynowość. Dar rodzi się zatem jako owoc wolności, wolności – dodajmy – nakierowanej na dobro drugiego człowieka. Prawzorem relacji wzajemności jest więź kobiety i mężczyzny, która daje początek domowi. Dlatego właśnie ks. Tischner mówi, że wzajemność to wolność we dwoje. Warto jednak pamiętać, że pojmuje on wolność wedle logiki daru - jako sposób istnienia, czy lepiej: udzielania się dobra.
Ale domy przecież często się rozpadają i ks. Tischner dobrze o tym wie. Niepokoi go zwłaszcza nie tyle destrukcja jego materialnej formy, co raczej rozpad wewnętrznej struktury domu, gdy ulega zniszczeniu sama zasada wzajemności. Ten, kto nie chce wzajemności, najczęściej zamienia dom w kryjówkę.
Ksiądz Tischner często posługiwał się metaforą kryjówki. Najczęściej - rozwijając twórczo myśl Antoniego Kępińskiego - mówił o „ludziach z kryjówki”, czyli tych, którzy cierpią na chorobę nadziei (warto zwrócić uwagę, że metafora ta pojawia się także w Etyce solidarności). Czym się ona objawia? Nieumiejętnością budowania spontanicznych więzi z otoczeniem, nieustannym poczuciem zagrożenia, które sprawia, że człowiek wybiera loch (choćby i okazały) zamiast domu, granice zamiast otwartej przestrzeni. Znów zacytujmy Filozofię dramatu:
„Człowiek wznosi mury domu. Mury stają się coraz grubsze, coraz potężniejsze, według miary rosnącego w nim lęku. Dom przemienia się w warownię, zamczysko, fortecę. Nie służy już do mieszkania, lecz do dominowania nad okolicą i zamieszkującymi ją ludźmi. Zadaniem tej budowli jest budzić lęk. To już nie jest dom, to jest ostrzeżenie i groźba.
We wnętrzu kryjówki przebywa człowiek. Poza kryjówką są wrogowie, w kryjówce - sojusznicy. Granica między wrogiem a sojusznikiem jest płynna. Każdy sojusznik jest potencjalnym zdrajcą. Trzeba śledzić sojuszników, aby móc uprzedzić ich zdradę. Regułą podstawową postępowania ludzi w kryjówce jest podejrzliwość.
Człowiek okazuje się niezdolny do wzajemności” (wyd. cyt., s.198).
Jaka jest zasadnicza różnica między domem a kryjówką? Kamieniem węgielnym domu jest wzajemność, kamieniem węgielnym kryjówki zaś lęk.
Spróbujmy rozważania dotyczące sposobu zakorzenienie się jednostki w świecie przenieść na poziom wyższy – wspólnot ponadrodzinnych. Wsłuchajmy się w przemówienie Jana Pawła II o narodzie i jego prawach, które tak mocno zainspirowało ks. Tischnera:
„Napięcie między jednostkowym a uniwersalnym można postrzegać jako immanentną cechę natury ludzkiej. Ludzie, mając tę samą naturę ludzką, czują się automatycznie członkami jednej wielkie rodziny, co w istocie jest faktem. Jednak w wyniku konkretnych uwarunkowań historycznych są oni w sposób nieunikniony bardziej intensywnie związani z poszczególnymi grupami ludzkimi, poczynając od rodziny, poprzez rozmaite grupy, do których należą, a kończąc na całości etnicznej i kulturowej, która nieprzypadkowo nazywa się narodem (ang. nation) – od łacińskiego słowa nasci – rodzić się. Termin ten, wraz z jeszcze jednym: patria – ojczyzna, przywołuje rzeczywistość rodziny” (cyt. za J. Tischner, Naród i jego prawa, w: W krainie schorowanej wyobraźni, Kraków 2002, s. 124).
Nie chcę w tym miejscu zapuszczać się w całą skomplikowaną problematykę narodu i ojczyzny (zainteresowanych odsyłam do wnikliwego studium Naród i jego prawa). Zwrócę jednak uwagę na najważniejsze elementy opisu, który kreśli ks. Tischner. Napięcie między jednostkowym i uniwersalnym opiera się w gruncie rzeczy na poczuciu, że zostaliśmy powołani do wzajemności (czy mówiąc bardziej górnolotnie, a zarazem bardziej zrozumiale – do miłości). Ks. Tischner z aprobatą przywołuje w tym kontekście zdanie Norwida o ojczyźnie jako „moralnym zjednoczeniu”. Właśnie to powołanie do wzajemności (jeden-dla-drugiego) – „moralne zjednoczenie” – każe nam poszerzać, czy nawet burzyć granice rodzinnego domu, by rodziną-domem stawały się coraz szersze kręgi wspólnotowe - naród, ojczyzna, a wreszcie ojczyzna ojczyzn: wspólna Europa. Ten ruch otwarcia nie oznacza zrywania więzi bliższych, intymnych. Przeciwnie – to, co większe nadbudowuje się nad tym, co mniejsze. Więzi nawiązywane w domu określają fundamentalną wierność, są w gruncie rzeczy warunkiem wierności wobec wspólnot wyższego rzędu. Zasadę tę przejmująco wyraził w swoich Rozważaniach o problemie narodu Zbigniew Herbert: „buntowałem się/ ale sądzę że ten okrwawiony węzeł / powinien być ostatnim jaki / wyzwalający się/ potarga”.
By uzasadnić potrzebę poszerzania granic tożsamości, ks. Tischner cytuje kapitalny fragment z Norwida:
„...narody europejskie wyżej niż które inne posiąść powinny całe osobistości własne, albowiem osobistość na samotność wydalona nie jest jeszcze pełną, i dopiero przez obcowanie z osobistościami innymi wydojrzewa na właściwą istotność. Tak dalece, że jeżeli powiedziało się, iż naród składa się nie tylko z tego, co wyróżnia go od innych, lecz i z tego, co go z innymi łączy, to powiedziało się zarazem, że
ta połączalności siła nie jest wcale żadnym ustępstwem, a tym mniej uszczerbkiem, ale owszem, przymiotem zupełności charakteru i własnością dodatnią (Znicestwienie narodu)” (cyt. za J. Tischner, Naród i jego prawa, w: W krainie schorowanej wyobraźni, Kraków 2002, s. 143-4).
Ksiądz Tischner pointuje myśl Norwida następująco: „...w samym pojęciu >>narodu<<, w jego >>istocie<< zawiera się odniesienie do innych; pojęcie >>narodu<< ma charakter relacjonalny – ono nie >>odpycha<< innych, lecz dopiero wraz z innymi nabiera pełnego sensu. (...) przykład z przedrozbiorowej Polski: na pytanie, kim jest dany człowiek, można było otrzymać następująco odpowiedź: Canonicus cracoviensis, natione Polonus, gente Rhutenus, origine Judeus” (J. Tischner, Naród i jego prawa, w: W krainie schorowanej wyobraźni, Kraków 2002, s.144).
Spróbujmy zebrać najważniejsze wnioski. Czym ma być zjednoczona Europa? Ma być wspólnym domem wielu narodów, które przekazują sobie dary. Ma być ożywiana „połączalności siłą”, która kształtem jest miłości. Warunkiem stworzenia takiego domu jest wolność (do dobra) zamieszkujących go podmiotów.
Brzmi to cokolwiek idealistycznie, zwłaszcza w kontekście XX-wiecznej historii Starego Kontynentu, która zbudowała wiele murów i naruszyła samą strukturę wzajemności. Jak bowiem mają budować wspólny dom Niemcy z Polakami (to pytanie brzmi szczególnie dramatycznie tu – w Gdańsku)? Jak Polacy z Litwinami i Ukraińcami? Nie ma tu łatwych odpowiedzi. Niewątpliwe jest jednak, że taki dom musimy budować. Dlaczego? Bo przyroda nie znosi pustki: gdzie nie ma domu – tam tworzy się kryjówka. Może to być kryjówka udręczonej ofiary dziejów (ulubiona przez bohatera Monizy Clavier Mrożka, któremu „za wolność wybili”), kryjówka religijnego fundamentalizmu (którą ostatnio upodobał sobie drzemiący w nas homo sovieticus)... A powszechność takich kryjówek byłaby dowodem słabości naszej kultury, naszego narodu, któremu brakowałoby przymiotu „zupełności charakteru i własności dodatniej”. Byłaby dowodem skarlenia Polaka.
Być może apologia „rodzinnej Europy” nie do końca Państwa przekonała. Trzeba uczciwie przyznać, że ks. Tischner rozumiał obawy eurosceptyków, czego dowodzi jego wymiana listów z Wandą Czubernatową. Na koniec zacytuję odpowiednie fragmenty, które powinny uspokoić nawet najzatwardzialszych niedowiarków powątpiewających w sens naszego wstąpienia do Unii Europejskiej. Pisze Wanda Czubernatowa w kwietniu 1998:
„Cięgiem myślem i nawet mi się śni, ze się budze do zycio ktotyjsi wiesny, a tu juz Polska i nasa wieś w Unii Europejskiej! I zaroz mi kazom wyciupać moje krzoki cornyj porzycki, bo za duzo jest w uprawie, a Bruksela pozwoli ino na telo i telo, i ament, trza iść z torbami, cyli na dziady ślyź. I tom radosnom nowinom dzielem się z Tobom, a Ty mi napis, ze >>Kumosiu! Nie dozyjes takiej wiesny<<. He, he” (W. Czubernatowa, J. Tischner, Wieści ze słuchanicy, Kraków 2001, s. 59).
Na co odpowiada Józek Szkolny-Tischner:
„Pytos się, co bee z Twojej cornej porzecki, kie Raba Wyźnio przystanie do Europy. Cy Ci nie kozóm ogródka zaorać? Cosi Ci opowiym. Jakisi cas tymu do jednej restauracyi w Paryżu przyseł Daniel Olbrychski. Zjod, co był do zjedzynio, wypiył, co było do picio i - poseł. A zaroz na drugi dzień na krześle, ka siedzioł, restaurator doł napis: >>Tu siedzioł Daniel Olbrychski<<. Zrobis podobnie. Na cornej porzecce dos napis: >>Porzecka Wandy Czubernat, Babki Krzysia z Raby Wyźnej<<. Powiym Ci,
sprzedawać bees drozyj i jesce nie nadązys z pakowaniem. Na syćko trza mieć sposób. Były sposoby na Rusków, bedóm i na Europe” (W. Czubernatowa, J. Tischner, dz. cyt., s. 62).
 
Referat wygłaszany 19 listopada 2005 w Gdańsku w ramach III Sesji Świętojańskiej pt. „Etos Polaka – etos Europejczyka” zorganizowanej przez Instytut Kaszubski, Nadbałtyckie Centrum Kultury oraz Duszpasterstwo Środowisk Twórczych w Gdańsku.

 



Polecamy również

IMJT IMJT
Dofinansowano ze środków Programu Archiwistyka Społeczna.
IMJT
strony internetowe Webstar & PelcIT