w: „Znak” 543, 8/2000, s. 4-8, oraz Zbigniew Stawrowski, Solidarność znaczy więź, IMJT Kraków 2010, s. 17-23
„Łaska to wdzięk, gracja. Człowiek działa pod jej wpływem dlatego, że pociąga go wdzięk dobra (...). Kiedy przez drogę idzie wdzięk w postaci ładnej dziewczyny, jest to właśnie metafora łaski. Niewiadomo skąd się wzięła, niewiadomo dokąd idzie, a zmienia sens otaczającego świata.”
[1] Może to i dziwne, ale właśnie te słowa ks. Józefa Tischnera, nieustannie dziś do mnie powracają, przypominając i odsłaniając coś, o czym w gruncie rzeczy wiedzieliśmy przecież już od dawna: otrzymaliśmy w Nim wielki dar i wielką łaskę. Był dla nas kimś, kto całym sobą, całym danym sobie wdziękiem, pociągał nas ku dobru. Towarzysząc - na tyle na ile było to możliwe - jego zmaganiom z chorobą, ze zdumieniem odkrywałem, że jest dokładnie tak, jak nas wcześniej uczył: właściwą odpowiedzią na łaskę, na wdzięk jest wdzięczność. Dzisiaj, kiedy patrzy na nas z Nieba, pewnie się uśmiecha, gdy w zasmuconych sercach swych bliskich, przyjaciół i uczniów odnajduje tę nutę wdzięczności – wdzięczności wobec Boga, że dał nam człowieka i wobec człowieka, który dając nam siebie przybliżał nas ku Bogu.
Czym był ten wdzięk? Czym był ten dar, którym Józef Tischner obdarzał ludzi wokół siebie? Odpowiedź, jakże różnorodną, odnajdziemy w pamięci tych wszystkich, którzy Go spotykali, słuchali Jego słów - poważnych i żartobliwych - i którym Jego myśli dawały do myślenia, czasem tak, że odmieniali całe swoje życie. Zebranie tych relacji i ich zapis przez kronikarza to zadanie na lata solidnej pracy. Oprócz wspomnień i świadectw innych ludzi, pozostała jednak odpowiedź samego ks. Tischnera, zachowana w jego własnych tekstach. Można z nich wyczytać to, jak rozumiał sam siebie i który z wielu swych darów i talentów uważał za najważniejszy.
Trudno nie zacząć od jego słów, „najpierw czuję się człowiekiem, potem filozofem, a dopiero na trzecim miejscu księdzem.”
[2] Wypowiedziane nieco prowokująco, zawierały w sobie tę prostą myśl, że w gruncie rzeczy liczy się tylko to, jakim się jest człowiekiem. „Chrześcijanin ma się różnić od innych ludzi tym, żeby pełniej być człowiekiem. Wszystko jest po to, by bardziej być człowiekiem”
[3]
Jednak filozofia i kapłaństwo nie są bynajmniej jedynie dodatkiem, tylko zewnętrzną szatą. Każdy z nas – choćby bez uniwersyteckiej licencji i bez święceń – jest już jakoś, czy tego chce, czy nie, filozofem i kapłanem, ponieważ umiejętność myślenia i zdolność do składania siebie w ofierze, należą do samej natury człowieka. Co więcej, jakość naszego człowieczeństwa od nich przede wszystkim zależy. Życiowy wybór ks. Tischnera, żeby być naprawdę i do końca księdzem i filozofem, ma swoją wymowę – swoją wagę i odwagę.
Ma także swoje wewnętrzne napięcie. Dzień powszedni kapłana – przebywanie w przedsionkach Tajemnicy i Świętości, a z drugiej strony powołanie filozofa – radykalna krytyka, nieustanne odsłanianie i wyjaśnianie, mogą wydawać się nie do pogodzenia. Dla ks. Tischnera napięcie to nie było sprzecznością, lecz twórczym wyzwaniem, ponieważ w naszej judeochrześcijańskiej tradycji Tajemnica i Świętość, choćby ostatecznie nieprzenikniona, sama zaprasza, by o niej nieustannie myśleć. „Jeśli ktoś chce ufać ślepo znaczy to, że nie potrzebuje Objawienia. Ono adresowane jest przecież do naszej rozumności, oświeca ją.”
[4] Sam Bóg wzywa nas do tego, by coraz więcej i coraz głębiej rozumieć, kim On jest oraz kim jest człowiek – wobec świata, wobec drugiego człowieka i wobec Boga.
Jako człowiek i kapłan był ks. Tischner przede wszystkim filozofem – kimś, kto umiłował mądrość. Talentem, który z pełną świadomością starał się pomnażać, był dar myślenia. Myśląc, pogłębiał swoje człowieczeństwo i kapłaństwo. Swoje a jednocześnie i nasze. W ten sposób wpisywał się w wielką tradycję refleksji chrześcijańskiej. Jego wiara była wiarą szukającą rozumienia, a pobożność – pobożnością myśli. Szukając dla siebie wzorów heroizmu wiary odnajdywał je nie tylko w postaciach męczenników, lecz również w odwadze takich myślicieli, jak choćby Mistrz Eckhart czy Hans Urs von Balthasar. Mówił: „gdyby ktoś dał mi do wyboru jedną lub drugą wiarę, to nic nie ujmując Kolbemu wybrałbym Balthasara. (...) Balthasar w drodze do swojej wiary w pewnym sensie zrobił to, co Kolbe. Ryzyko, jakie podejmuje wielki teolog mówiąc o Bogu, jest większe niż ryzyko oddania życia za drugiego.”
[5]
Sam również podjął to ryzyko. Nieustannie mówił nam o Bogu, wskazując na to Jego oblicze, którym jest Dobro. Wchodził tym samym w spór z innymi wielkimi tradycjami myśli teologicznej, które widziały w Bogu przede wszystkim najwyższy Byt, Świętość czy Absolutnego Władcę. Dlaczego właśnie Dobro? – Kto ma oczy do patrzenia, ten widzi! Dobro nie potrzebuje dalszych uzasadnień, jego wdzięk jest nieodparty. Tym, którzy spoglądali w odmienną stronę Tischner starał się otwierać oczy: inne drogi – argumentował – nie wystarczają, by opisać i zrozumieć bogactwo świata ludzkich doświadczeń. Zresztą czy zwieńczenie Bożego Objawienia – Ewangelia, nie jest właśnie
Dobrą Nowiną, świadectwem obecności, dramatu, ale i ostatecznego zwycięstwa Dobra?
Wybór motywu dobra to jednocześnie w jakimś sensie przekroczenie partykularyzmu historycznie ukształtowanej wspólnoty religijnej. Kapłan pełniąc swoją posługę, przemawia językiem własnej tradycji, odwołuje się do symboliki, która przez osoby spoza wspólnoty może być niepojęta lub pojmowana zupełnie opacznie. Filozof posługuje się językiem uniwersalnym, zrozumiałym dla wszystkich ludzi. Jako filozof Tischner był kapłanem Boga, którego imieniem jest Dobro. Dzięki temu mógł mówić do wszystkich ludzi dobrej woli, mógł trafiać do umysłów również i – jak ich nazywał - innych dzieci Kościoła. Podkreślając elementarną wrażliwość na dobro i otwierając przed każdym perspektywę nadziei, pokazywał ludziom uchylone drzwi do innego świata, których do tej pory nie dostrzegali. Są wśród nas tacy, co dzięki Niemu odważyli się je przekroczyć.
Myślenie w horyzoncie dobra, nie jest nigdy zwykłym teoretyzowaniem – tworzeniem systemu wiedzy o Dobru samym w sobie, lecz posiada istotny wymiar praktyczny. Za dobrem jak cień czai się zło. Dobro jest zawsze dobrem konkretnym, odpowiedzią na konkretną obecność zła. Dobre myślenie ma nie tylko pogłębiać nasze ogólne rozumienie, ale również ratować od zła – ratować tu i teraz. Z tego, o czym można myśleć, dobra myśl musi wybierać to, o czym myśleć trzeba. „O jakości filozofii – pisał Tischner – decyduje
jakość bólu ludzkiego, który chce filozofia wyrażać i któremu chce zaradzać. Kto tego nie widzi, jest bliski zdrady”
[6].
Nic dziwnego, że wybrał, aby być „ciasnym i tępym filozofem Sarmatów”
[7]. Z tego wyboru wzięły się większe i mniejsze teksty, które towarzysząc naszym polskim bólom od z górą trzydziestu lat, uczyły je rozumieć i w ten sposób przynosiły ocalenie: ludziom z kryjówek otwierały oczy, pozwalały odnaleźć zagubiony sens pracy, mówiły, czym naprawdę jest solidarność, pomagały zachować nadzieję a w czasach odzyskanej wolności przypominały, że nie jest ona wcale nieszczęsnym darem. Trudno nie wspomnieć, że ostatni niedokończony a właściwie ledwo co rozpoczęty artykuł, jaki po sobie pozostawił, miał być refleksją o solidarności oraz o tym, co z niej dzisiaj pozostało. Dzięki tym wszystkim niezliczonym tekstom, stał się ks. Tischner wielkim nauczycielem i wychowawcą narodu. Potrzebujemy jeszcze czasu, by w pełni to docenić.
Niekiedy – choć dobrze wiedział, że nigdy mu się to do końca nie uda – pragnął uciec od gorączki bieżących wydarzeń i w pełni poświęcić się pracy „prawdziwego” filozofa. Marzył o spokojnej lekturze fundamentalnych dzieł i przygotowaniu swojego Opus Magnum – „Sporu o istnienie człowieka”. Miał to być hołd i spłacenie długu wobec Romana Ingardena, a jednocześnie polemika z wielkim dziełem swego Mistrza - „Sporem o istnienie świata”. Polemika oparta na podstawowej intuicji: kluczem do rozumienia człowieka nie jest ontologia, lecz agatologia – filozofia dobra. Z tych marzeń narodziła się filozofia dramatu, oryginalna próba usystematyzowania najistotniejszych doświadczeń w kategoriach przejętych po części ze świata teatru – jednej z wielkich Jego miłości. Choć „Spór o istnienie człowieka” został ostatecznie opublikowany, to sam Autor – kończąc książkę już w trakcie choroby – miał poczucie, że jest to wciąż zaledwie pierwszy szkic. Pisał we wstępie: „Patrzę na całość dokonanej pracy. Usiłuję dokonać samooceny. Pewne jest, że napisałem to, co chciałem napisać. Chciałem jeszcze raz wydobyć na jaw obszary dobra, w które zapuszcza swe korzenie dojrzewające w dramacie człowieczeństwo człowieka. Czy jestem jednak zadowolony ze sposobu odsłaniania tego wymiaru? Moim najgłębszym ideałem był ideał systematyczności. Porównałbym to do rosnącego drzewa: wszystko zaczyna się od korzenia, potem przechodzi w pień, a od pnia zaczynają się gałęzie. Chciałem pokazać, jak z jednego pnia rozrastają się gałęzie. Dziś widzę, że obraz jest nieco zamazany: korzenie i pień zanikają, a moja praca robi wrażenie, jakbym przeskakiwał z gałęzi na gałąź, które w dodatku wiszą w próżni. Powstaje pytanie: czy to jest moja wina, czy wina czasu, w jakim ta książka powstawała? A może jest to wina metody hermeneutycznej i fenomenologicznej, splątanej na dodatek z elementami historii idei? A może taka jest natura materii, którą się zająłem? Może filozofia dramatu musi mieć dramatyczne oblicze? Nie wiem.”
[8]
Filozoficzne dzieło Józefa Tischnera pozostało niedokończone. Wiele zostało w nim powiedziane, jeszcze więcej – jedynie przeczute i ledwo zaznaczone. To wszystko wymaga spokojnej refleksji, krytyki i kontynuacji. Także rzetelna odpowiedź na pytanie o Jego miejsce we współczesnej filozofii potrzebuje czasu, by w pełni ujawniły się owoce Jego dzieła. Jedno jest oczywiste: filozofię dialogu, z którą Tischnera nie bez racji łączono, wzbogacił o to, co różniło Go od Rosenzweiga czy Levinasa – o horyzont sensu wyznaczony przez Ewangelię.
Dobra Nowina w przekładzie na język filozoficzny stała się dobrą myślą. To, czego ks. Józef Tischner nas nauczał, to była – niezależnie od wszelkich etykietek – przede wszystkim dobra myśl. Była to, po pierwsze, myśl rzetelna i radykalna, zapuszczająca się tam, gdzie innym nie starczało odwagi. Po wtóre, była to myśl, która z pełną świadomością za swój przedmiot wybrała to, co najważniejsze – Dobro. Była to wreszcie myśl, która dla wielu sama okazała się dobrem – dobrem, które ratuje i ocala od zła.