Andrzej Kowal (21 IV 1938- 12 III 2015)
Zabieram głos na prośbę córki śp. Andrzeja Kowala i w imieniu Przyjaciół.
Poznałem Andrzeja podczas mych studiów filozoficznych. Poznałem? Co to znaczy – poznać? Wydaje się, że proces poznawania drugiego, ale także tych, którzy już odeszli, trwa, dopóki zachowujemy ich we wdzięcznej, żywej i wiernej pamięci. Taka pamięć zobowiązuje, co więcej, taka pamięć – także w wymiarze społecznym – buduje, kształtując więzi międzyludzkiej solidarności.
Mieliśmy wspólnych mistrzów. Nade wszystko trzeba tu wymienić prof. Izydorę Dąmbską, która kształtowała nasze charaktery, a także prof. Romana Ingardena, który uczył odwagi w podejmowaniu podstawowych problemów filozoficznych. Problem odpowiedzialności moralnej był jednym z nich.
Ale Andrzej miał jeszcze jednego mistrza wyjątkowej miary. Wprawdzie studia medyczne odbywał w murach Śląskiej Akademii Medycznej, to przecież krakowski psychiatra prof. Antoni Kępiński, w relacjach: lekarz-pacjent, był – śmiem powiedzieć – nie tylko dla Andrzeja niedościgłym wzorem. Pamiętam sens słów Profesora, chociaż już nie pamiętam gdzie je usłyszałem czy wyczytałem: „Dla mnie najważniejsi są moi pacjenci. Tylko do nich odnoszę się naprawdę poważnie”.
Nawiasem mówiąc, na posiedzeniach krakowskiego oddziału PTF, któremu przewodniczył Roman Ingarden, bywał między innymi Antoni Kępiński. Nie pamiętam, aby zabierał głos. Słuchał. Tym zasłuchaniem był wyjątkowo obecny. Czy trzeba dodawać, jakie to ważne, umieć słuchać, zwłaszcza w posłudze lekarza psychiatry? Można mówić nie słuchając. Można słuchać nie słysząc. Można słyszeć nie rozumiejąc. A przecież jest jeszcze świadome wprowadzanie w błąd. Ile trzeba talentu, umiejętności, cierpliwości i dobrej woli, aby umieć słuchać.
Dr Kowal umiał słuchać, budził zaufanie, potrafił być dla pacjentów. A przecież miał liczną rodzinę i nie zapominał o filozofii. Można śmiało powiedzieć, że tak, jak u starożytnych, filozofia w powiązaniu z medycyną była dla Andrzeja sposobem życia. W końcowym okresie, kiedy cierpiał i wiadomo już było, jak bardzo poważnie jest chory, nie poddawał się. Wiedział, że jest potrzebny. Odbierał telefony, informował, uspokajał, uczył odwagi. Jak tylko mógł, to schodził z czwartego piętra do samochodu, aby tylko nie opuścić dyżuru i być dla oczekujących pomocy.
Po ostatniej operacji i powrocie ze szpitala do domu, pamiętając, że moja żona jest rehabilitantką, poprosił o spotkanie. Chciał wiedzieć, jak wstawać, siadać, poruszać nogą, chodzić. Chciał wiedzieć, jakimi ćwiczeniami może wzmacniać osłabiony organizm. A potem … szedł do kuchni, by przygotować kawę czy herbatę. Nie chciał, aby w tym, co może zrobić sam, był wyręczany. Zauważyłem także, że korzystając z opieki swych dzieci, dbał o to, aby bez koniecznej potrzeby nie zabierać im czasu. Kiedy leżąc wpatrywał się we mnie, jego oczy, delikatny uśmiech, twarz, postać cała, były bardzo wymowne - Po co słowa? Sam widzisz jak jest! Wtedy był mi bodaj najbardziej bliski.
Wiemy dobrze, że dr Kowal, przed przejściem na emeryturę, przez 12 lat był dyrektorem Szpitala w Krakowie - Kobierzynie. Nie mnie o tym mówić, jakim był dyrektorem, organizatorem i czego dokonał. Powiem tylko, że w tamtym czasie byłem radnym Rady Miasta Krakowa i Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego. Stąd informacje, których Andrzej mi udzielał, i moja wiedza o tym, jak bardzo zabiegał o zachowanie całego zespołu szpitalno parkowego (ok. 52 ha).
Zagrożenia ze strony tych, którzy mają tylko pieniądze i chcą mieć ich jeszcze więcej były i są do dziś. Stąd między innymi inicjatywa powołania w sierpniu 2012 r. Społecznego Komitetu Pomocy, przy przewodniczącym Regionu Małopolskiej Solidarności. Dr Kowal zgodził się być jego przewodniczącym. Mówił, że gotów jest podzielić się wiedzą, doświadczeniem i własnymi przemyśleniami na temat funkcji szpitala i zagospodarowania otoczenia. Stad między innymi opracowania, inicjowane spotkania, sympozja, także na terenie Szpitala. Podczas sympozjum, które odbyło się w dniu 11 grudnia ubiegłego roku na temat: „Praca w kulturze solidarności – kultura solidarności w zdrowiu i chorobie”, ciężko chorego Andrzeja Kowala, który był inicjatorem tego spotkania, już nie było. Dzień wcześniej byłem u Andrzeja w szpitalu, aby dowiedzieć się, co w jego imieniu można przekazać.
Nasza ostatnia rozmowa także dotyczyła przyszłości Szpitala. Trzeba – powtarzał dr Kowal – tworzyć warunki niezbędne do pracy twórczej, naukowej i promocji zawodowej nie tylko dla młodych lekarzy. Trzeba zadbać o zmianę nastawienia mieszkańców Krakowa do chorych psychicznie, otworzyć tereny szpitalne dla rekreacji, wyciszenia i pogłębionej refleksji. Trzeba zadbać o wyeksponowanie zgromadzonych dzieł sztuki wybitnych twórców – pacjentów Szpitala. Wzorów, jak to czynić szukał w Austrii i stąd wyprawa do jednego z takich ośrodków pod Wiedniem. Trzeba zaufać – dowodził -dobrej woli i zdolnościom organizacyjnym obecnego dyrektora, legendarnego już burmistrza Niepołomic i byłego wojewody - Stanisława Kracika. Podkreślał, że mimo zmian, jakie niesie z sobą czas, należy działać zgodnie z intencjami fundatorów i budowniczych całego zespołu szpitalno parkowego. Stąd zalecenie daleko idącej ostrożności przy wprowadzaniu instytucji i firm na tereny Szpitala. Dodam jeszcze, że cały ten rozległy teren pomyślany był przy budowie Szpitala, jako samowystarczalne miasteczko.
Dr Kowal głęboko wierzył, że Szpital w Kobierzynie, wraz z całym zapleczem secesyjnych pawilonów i parku, może być wizytówką Krakowa i kultury narodowej w skali europejskiej. Może być miejscem budowania, także z chorymi, kultury solidarności. A że czas jest trudny i brakuje pieniędzy? Sto lat temu – mówił dr Kowal – też było trudno, byliśmy pod zaborami.
Miałem jeszcze jeden powód, aby dzisiaj wystąpić. Jestem członkiem Rady Fundacji „Wspólnota Nadziei”, która buduje od piętnastu już lat Farmę Życia w Więckowicach dla dorosłych autystów. Dr Kowal był z nami od samego początku. Co więcej, sprawił, że w Szpitalu w Kobierzynie uległo pogłębieniu zrozumienie dla specyfiki tej jednostki chorobowej, jaką jest autyzm. Wzorów, jak leczyć, także i tutaj szukał zagranicą.
Potrafił być wdzięczny, ale niczego nie robił tylko na pokaz. Wyrazem wdzięczności pod adresem mistrzów były jego odczyty i publikacje. Spotkanie, które odbyło się 3 października ubiegłego roku w ramach cyklu konferencji „Psychiatria i sztuka”, miało miejsce w Instytucie Myśli Józefa Tischnera. Na ścianach sali obrad wisiały dzieła wybitnych artystów-pacjentów Szpitala. Wystawa nosiła tytuł „Słowo w obrazie”. Do tego tytułu nawiązała w swym wystąpieniu prof. Grażyna Borowik z Wydziału Sztuki krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego. Dr Kowal omówił problem konwencji w twórczości prof. Izydory Dąmbskiej. Dodam, ze to było ostatnie Jego wystąpienie publiczne.
Pamiętam, że we wrześniu 2010 r., w ramach prac Akademii Oświęcimskiej, dr Kowal miał odczyt „Psychiatria w sprawie człowieka”. Mówił o problemie zachowania własnego życia w sytuacji więźniów obozu koncentracyjnego w nawiązaniu do poglądów i prac Antoniego Kępińskiego. Pamiętam także o odczycie sprzed lat poświęconym analizie porównawczej poglądów na temat kondycji ludzkiej Antoniego Kępińskiego i Józefa Tischnera. U podstaw przemyśleń i wystąpień Andrzeja był także Roman Ingarden. Dodam jeszcze, że z ks. Tischnerem był w relacjach przyjaźni. Przyjaźń – jak wiemy - w odróżnieniu od miłości, która może być jednostronna, jest zawsze wzajemnością.
W czasie choroby Andrzeja, co jakiś czas wracałem do książki Tischnera „Spór o istnienie człowieka”. Tytułem nawiązał Autor do trzytomowej pracy Romana Ingardena „Spór o istnienie świata”. We wstępie napisał: „Chciałbym w ten sposób wyrazić hołd dla Mistrza i spłacić przynajmniej częściowo zaciągnięty dług”. Dlaczego o tym mówię? Aby podkreślić, że życie, cierpienie i śmierć dr Andrzeja Kowala, ale także nasza tak liczna obecność dzisiaj i tutaj, to dowody empirycznie uchwytne za istnieniem świata i istnieniem człowieka.
Drogi Andrzeju! Dziękujemy Ci, że byłeś wśród nas, ale także dla nas i z nami. Byłeś dla bliźnich, to znaczy dla tych, którzy są w największej potrzebie. Byłeś ucieleśnieniem ułomności i wielkości człowieka. Uczyłeś odwagi. Zachowamy Cię w żywej pamięci. Wiemy dobrze, że taka pamięć zobowiązuje.
Dziękuję.
Leopold Zgoda
Kraków, dnia 20 marca 2015 r.