Anna Karoń-Ostrowska "Filozofia kuszenia Józefa Tischnera"
Skąd bierze się w nas skłonność do zdrady? Skąd łatwe uleganie wielorakim pokusom? Dlaczego gubimy się wciąż w ciemnych labiryntach kłamstwa? Mamy problem z odróżnianiem prawdy od tego, co pod jej pozorami jest zakłamywaniem czystego obrazu rzeczywistości? Dlaczego nasza siła i pragnienie wierności wystawiane jest wciąż na ciężkie próby, którym ulegamy? Dlaczego tak trudno wyznać wstydliwą prawdę, dlaczego tak trudno przyjąć trudną, gorzką prawdę o nas samych i o innych uwikłanych w dramaty kuszenia, w straszliwy taniec uwodzenia, taniec, z którego tak trudno zrezygnować, a może jeszcze trudniej odmówić udziału w nim?
Są to odwieczne pytania o naturę człowieka, o dobro i zło, o naszą podatność na uleganie złu, fascynacje ciemnymi stronami naszej duszy i zewnętrznej rzeczywistości. Często mówi się o tym, że dobro jest ciche, łagodne, niewidoczne, a zło głośne, hałaśliwe, wielokolorowe i wieloznaczne, stąd łatwiej rzuca się w oczy, dlatego też więcej na świecie widzimy zła niż dobra. Podobno łatwiej się o nim mówi, łatwiej je reklamować. Jednak czy naprawdę tak jest?
Nauczyliśmy się dostrzegać zło w jego prymitywnych postaciach – w kinie, sztuce, reklamach i całym tym banalnym blichtrze uwodzenia kolorową pustką, trywializowania wielkich uczuć i wielkich słów. To może irytować, złościć, śmieszyć, czasem w taką banalność popadamy, dajemy jej się uwieść, wzruszyć, rozśmieszyć. Jednak to wszystko ma niewiele wspólnego z istotą zła, jego prawdziwym obliczem, które zagraża naszemu byciu, jest śmiertelnym niebezpieczeństwem dla duszy, jest walką na śmierć i życie. Zagubieni w codziennych utarczkach ze złem banalnym, które nawet nie próbuje ukryć swej natury straciliśmy wyczulenie na kuszenie wielkiego zła. A może przestaliśmy wierzyć w jego istnienie oganiając się od powszechnych naszych złośliwych diabełków?
Nagle przeżywamy wstrząs – zdradził ktoś, kto długie lata obiecywał miłość, stróż moralności okazał się notorycznym kłamcą, a ten, kogo uznawaliśmy za autorytet okazał się szpiegiem, agentem przed długie lata uwikłanym w związki z totalitarną władzą. To, co było dotąd białe okazało się czarne, to, co uznawaliśmy za prawdę było jedynie obłudą, nikomu nie starczyło nawet odwagi cywilnej by się przyznać, wyznać swoją winę i prosić o przebaczenie. Uwikłanie w mętne próby wyjaśnień, przeplatanie prawdy nieprawdą, fałszywa cnota, roztrzaskujące się na naszych oczach hierarchie wartości – rodzą wrażenie, że oto przemija postać tego świata. Świata naszych pewności i zawierzeń, świata, który uznawaliśmy za swój, którego ram byliśmy pewni. Nie możemy zrozumieć, nie jesteśmy w stanie bez lęku myśleć o przyszłości i dokonać przeglądu ruin naszego świata. Przeżywamy doświadczenia traumatyczne. Gdzie szukać zrozumienia tego, co się dzieje? Skąd spodziewać się ratunku? Stajemy bezbronni wobec tajemnicy zła, która zagarnęła naszych bliskich, wpatrujemy się w twarze niby takie te same, ale przecież inne, bo zasnute mrokiem niedostrzeganym dla oczu.
Nie wiemy jak rozproszyć ten mrok. Jesteśmy bezradni, niekompetentni. Coś nas przerosło. Ale co?
Przerosło nas zło, którego rozmiarów i siły rażenia nie spodziewaliśmy się, nie byliśmy na to przygotowani. Współczesna myśl chrześcijańska daleko odeszła od analiz średniowiecznych ascetów i mistyków, którzy potrafili docenić przebiegłość zła, badać jego sposoby wpływu na ludzką duszę, szukać broni przeciwko niemu, przewidywać atak, rozeznawać kuszenie i chronić się. My, dzieci racjonalizmu, ufni w zbawczą siłę cudów techniki tamtą broń straciliśmy, nie umiemy się nią posługiwać, dlatego trzeba szukać nowego języka i nowych form rozeznawania istoty zła i nowych czytelnych dla współczesnego człowieka sposobów na radzenie sobie z nim. Może wtedy uda się nam bardziej zrozumieć to, czego pojąc dziś nie jesteśmy w stanie, może będziemy mniej bezradni, bo bardziej świadomi i trochę lepiej przygotowani na wejście w dramat kuszenia, który nikogo z nas nie omija.
Sądzę, że myśl ks. Józefa Tischnera próbująca opisać i dotrzeć do istoty spotkania ze złem może stać się cenną wskazówką na drodze.
Kuszenie jest według Tischnera procesem, dramatem, który rozgrywa się pomiędzy kusicielem a kuszonym, pomiędzy jakimś Ja i Ty. Właśnie relacja miedzy dwoma podmiotami ma tu wielkie znaczenie. Kusicielowi chodzi nie o wskazanie, czy wspólne poszukiwanie prawdy -chodzi mu przede wszystkim o uznanie. W dialogu kuszenia ogromne znaczenie ma to, żeby kuszony przejął obietnice kusiciela, uznał jego racje, jego sposób myślenia, żeby docenił wartość i znaczenie punktu widzenia, z jakiego kusiciel przedstawia mu swoje propozycje. Ta specyficzna relacja oparta u samego podłoża na kłamstwie zakłada, że kłamiący, kuszący zna prawdę, jest o niej przekonany i jej wierny, natomiast kuszony jej nie zna, albo nie jest o niej do końca przekonany. W taki sposób kusiciel staje się przewodnikiem kuszonego na drodze poznania prawdy. To on jest wtajemniczony, on zna niuanse, których nie dostrzega jego partner. Pokazuje drogę, odsłania meandry powikłań i tajemnic. Wprowadza w swój świat, pokazuje jego bogactwa i możliwości. Jednocześnie daje subtelnie do zrozumienia kuszonemu, że to on, jedynie on jest godny poznać te tajemnice, tylko on jako ktoś ważny i cenny może posiąść bogactwa tego świata, którymi kusiciel chce się z nim podzielić. Chce tego, bo go ceni, bo mu wierzy, bo kocha, bo chce go ocalić, chce go wesprzeć w jego trudzie, problemach, zminimalizować ból i cierpienie,uchronić od rozczarowań.
Tischner tak opisuje początek tej szczególnej relacji kuszenia w „Filozofii dramatu”: ”o człowieku! O jego słabościach i marzeniach tym, od czego człowiek ucieka i ku czemu dąży. Niekiedy wydaje się, że trzeba więcej wiedzieć by móc. Kłamliwa mowa staje się mową szczególnego nacisku, która może przechodzić od lęku aż po najwyższe stopnie oczarowania. Ile w tej mowie wiedzy h kłamać, niż by mówić prawdę”. (s.142)
Zdobycie wiarygodności jest podstawowym celem kusiciela wciągającego we wspólną grę. Jeśli otrzyma potwierdzenie, jeśli kuszony mu uwierzy będzie mógł rozpocząć kolejny akt dramatu – ofiarować kuszonemu swój świat, wciągnąć w jego system wartości, rządzące tym światem prawa. Od momentu, kiedy kuszony przyjmuje reguły gry zaproponowane przez kusiciela, kiedy wchodzi w relację przyjmując kłamstwo za prawdę, widząc w obietnicach kusiciela wartości istotne również dla niego – dramat kuszenia dopełnia się. Kuszony ulega, poddaje się, sam staje się kłamcą.
Dlaczego człowiek daje się oszukać? Dlaczego wchodzi w dialog pokusy i kłamstwa? Czy tak dużo potrzeba, żeby precyzyjnie odróżnić prawdę od kłamstwa, fałsz od autentyczności, wartość od jej parodii? Wystarczy trzymać się jasnego systemu wartości, mieć trzeźwy ogląd rzeczywistości, znać się trochę na ludziach. Jednak nie jest to takie proste, bo umiejętne kłamanie posługuje się również do osiągnięcia swych celów – prawdą. Paradoksem dialogu kłamstwa jest to, że jest niemożliwy bez równoczesnego dialogu prawdomówności – powie Tischner. W dramacie kuszenia nieustannie przeplata się dialog kłamstwa z dialogiem prawdomówności. Na czym to polega?
Jak już powiedzieliśmy - okłamujący, żeby osiągnąć swój cel musi uzyskać wiarygodność w oczach okłamywanego. Nie uda mu się bez udawania, że zależy mu na prawdzie. Jednak czy samo udawanie wystarczy, żeby uwieść? Nie, udawanie nie wystarczy, nie doda kłamcy wiarygodności. Tę może mu tylko zapewnić wewnętrzna prawdomówność. Kłamca, żeby wiarygodnie oszukiwać innych – sobie musi mówić prawdę. Ta troska o wewnętrzna prawdę jest jego samoobroną, ciągłym ratowaniem własnej twarzy dla samego siebie. Zagłusza ona niepokój, w którym żyje kłamca przez cały czas. Jest to lęk o to, że może zostać zdemaskowany, że jest obserwowany, oceniany, że jego kłamstwo może wyjść na jaw. To udawanie prawdomówności wobec innych i kłamanie łączy się z prawdomównością wobec samego siebie. Jak to możliwe? W tym przedziwnym procesie dokonuje się rozszczepienie świadomości „ja”. Rodzą się jakby dwie osoby – „ja” dla siebie samego i „ja” dla innych.
Kłamca żyje w dwóch światach, czy używając Tischnerowskiej metafory - gra w dwóch dramatach jednocześnie. Jeden jest dramatem prawdomówności, dramatem dla mnie, drugi jest dla innych. Sprawne radzenie sobie z tą sytuacją polega na umiejętnym przechodzeniu z dramatu do drugiego dramatu, z jednego świata do drugiego, bez zostawiania śladów i w nieustannej czujności w dbaniu o rozdział tych dwóch rzeczywistości.
Czy to się może udać? Czy takie życie w podwójnym świecie, w rozdwojonej osobowości jest możliwe? Z pozoru wydaje się, że dotykamy granic obłędu. Jednak możemy w historii i we współczesności podać przykłady ludzi, którzy funkcjonowali tak wiele lat, aż do momentu wpadki, demaskacji. Tischner twierdzi, ze „zwycięstwo” kłamcy, długotrwałe życie w dwóch równoległych światach jest możliwe pod warunkiem, że zmieni się pojęcie prawdy. Polega to na tym, żeby przekonać samego siebie, że nie popełnia się grzechu, nie dokonuje się zdrady, bo coś, co może być przez innych uznane za zło było w swej istocie dokonane dla postępu i szczęścia ludzkości.
Samousprawiedliwienie w wewnętrznym świecie staje się siłą kłamcy. Za samousprawiedliwieniem idzie przekonanie o swojej wyjątkowości i o roli, jaka się ma do odegrania. Ci, którzy nie są w stanie tego zrozumieć i docenić nie są godni mojej prawdy, jest ona dla nich zbyt trudna, nie mogliby jej znieść, więc zamiast prawdy należy im się kłamstwo. Granice kłamstwa są pojemne, samoousprawiedliwienie może prowadzić do głębokiego samozakłamania, w którym uwierzy się w swoją prawdę zapominając, że jest się jej twórcą, a nie sługą.
Kusiciel wciąga w swoją grę podsuwając najpierw zmieniony obraz prawdy. W tak zmienionym, zafałszowanym obrazie rzeczywistości może wraz z kuszonym poruszać się coraz swobodniej. Kuszenie ma różne oblicza. Ten, kto wodzi na pokuszenie jest znakomitym znawcą ludzkiej psychiki. Wie jak kusić, żeby skusić. Tischner wyróżnia dwa podstawowe sposoby kuszenia. Jest to groźba i pochlebstwo.
Ludzi tchórzliwych łatwiej uwieść groźbą. Różne mogą być jej rozmiary, każdy z nich jest „na miarę” kuszonego. Można grozić bólem fizycznym, albo cierpieniem psychicznym, groźbą więzienia, zniewolenia, wreszcie śmiercią. Groźba śmierci ma dwa oblicza – można grozić odebraniem życia, albo czymś jeszcze gorszym – niesławą, pozostawieniem po sobie złej pamięci, wreszcie - wiecznym potępieniem. Grozić można wszystkim, chodzi tylko o to, żeby rozeznać, co dla kuszonego stanowi największą wartość i w tą właśnie wartość uderzyć, zagrozić jej odebraniem.
Jednak podobnie, jak było to w przypadku kłamstwa – sukces kuszącego polega przede wszystkim na tym, żeby został on uznany przez kuszonego za osobę wiarygodną. Wszystkie rodzaje groźby wymagają od człowieka, żeby uznał ich wagę. Nie można przestraszyć tego, kto się boi. ”Zło tym różni się od nieszczęścia – pisał Tischner - iż nie może szkodzić człowiekowi, jeśli człowiek sam sobie nie zaszkodzi. Nikt nie może stać się człowiekiem zniewolonym, jeśli nie uzna przed samym sobą, że jest zniewolony”. (s.216)
Dotykamy tu dwóch istotnych problemów – kwestii wzajemności i wolnej woli. Proces kuszenia, dlatego jest dialogiem, że kuszony musi na nie odpowiedzieć, odpowiedzieć całym sobą. Musi uwierzyć kusicielowi, uznać go za wiarygodnego partnera albo wroga, ale przede wszystkim nie może go zlekceważyć. Zlekceważenie kusiciela równa się jego porażce. Wejście w dramat zasadza się na przyjęciu racji zaproponowanej gry, na byciu w jakiś sposób – groźbą, błaganiem, wzbudzeniem współczucia, czy pochlebstwem – zmuszonym do odpowiedzi. Tak, jak nikt nie może zostać zniewolony, jeśli tego zniewolenia nie potwierdzi w sobie sam, tak samo odpowiedź na kuszenie jest wolnym wyborem człowieka. Odpowiada ten, kto chce odpowiedzieć i kto czuje się do tej odpowiedzi wezwany lub zmuszony. Jednak nawet poczucie bycia zmuszonym opiera się na uznaniu, że ten, kto mnie do czegoś zmusza ma realne możliwości ukarania mnie.To uznanie jest początkiem katastrofy.
Nieco inaczej przedstawia się sprawa kuszenia poprzez schlebianie. Kusiciel nie odwołuje się tu do poczucia zagrożenia, ale uderza w zupełnie inny ton. Odwołuje się do poczucia wartości kuszonego. Groźbą łatwo skusić ludzi lękliwych, schlebianie zaś jest najlepszym atakiem - wobec odważnych i pewnych siebie. Ponieważ Tischnerowskie analizy schlebiania wydają mi niezwykle celne, pozwolę sobie przytoczyć większy fragment tekstu „Zło w dialogu kuszenia”: ”Schlebiać znaczy: budzić przekonanie, iż człowiek jest godny większego uznania i szacunku, niż uznanie i szacunek, jakie mu ofiarowują jego bliscy. Pochlebstwo zmierza do przemiany aksjologicznych przeświadczeń kuszonego, związanych z dotychczasowym systemem uznań.[...] Trafić do przekonania kuszonego znaczy, nadać znaczącą nazwę temu, co pozostaje nie określone, na pograniczu wysłowienia. Przyznanie nazwy jest umocnieniem treści. Ale to nie ja sam „trafiłem sobie do przekonania” – to drugi mnie umocnił i określił. Kimkolwiek byłby ten drugi, muszę przygnać, że w tym przynajmniej przypadku nie minął się z prawdą. Musze go nazwać „moim odkrywcą”. I tak zaczyna się wzajemność. Ja wiem dzięki niemu, kim jestem, a on dzięki mnie wie,iż jest odkrywcą mojej prawdy. Jak ja nie jestem byle, kim, tak on w tej samej mierze nie jest byle, kim?”. (s.250-1)
W dialogu kuszenia poprzez schlebianie kuszący uzyskuje wiarygodność poprzez to, że ukazuje kuszonemu tajemnice jego duszy, jego pragnienia i tęsknoty, których do tej pory nie był w stanie, albo obawiał się sformułować nawet przed sobą samym. Okazuje się, że kusiciel zna go lepiej niż on zna samego siebie i niż znają go jego przyjaciele. Odkrywa jego walory, talenty, możliwości, których inni do tej pory nie dostrzegli. Jest zatem - mądry i wrażliwy. Jeśli on docenia kuszonego bardziej, niż zrobili to inni, to należy mu się wdzięczność i uznanie. Kuszony schlebianiem okazuje swą wdzięczność potwierdzeniem kusiciela i odpowiedzią na jego zaproszenie. Jeśli zna go i rozumie tak dobrze i wysoko ocenia, zatem to co proponuje ofiarowując swe usługi nie może być złe dla kuszonego. Kuszony nie widzi zła w tym, co ofiarowuje mu kusiciel, a jedynie cenne wartości tego, czego potrzebuje, czego pragnie. Tak, jak Ewa w raju widziała w jabłku, jakie ofiarowywał jej wąż jedynie to, że jest piękne i smaczne, oraz to, że może stać się spełnieniem jej ciekawości i obudzonych przez kusiciela pragnień. Co jest podstawową słabością tego, kto daje się uwieść pochlebstwu? Jest to pycha - uznana przez dawnych mistrzów życia duchowego za zarzewie zła i grzechu.
Tischner definiuje pychę jako przeświadczenie o tym, że dotychczasowe akty uznania człowieka i oceny jego godności są w istocie poniżaniem jego prawdziwej wartości. Pycha opiera się na iluzji, co do własnej wartości, która chce się wywyższyć poniżając innych.
Pycha polega na poczuciu wyjątkowości i lepszości, na wrażeniu, że należy mi się więcej niż innym, że na więcej niż inni z tego powodu mogę sobie pozwolić. Te własne nieśmiałe przeświadczenia potwierdza kusiciel stając się w ten sposób moim sprzymierzeńcem. To nowe przymierze zostaje zawiązane przeciwko tym, którzy do tej pory mojej prawdziwej wartości nie doceniali, nie dostrzegali, nie poznali się na mnie. W ten sposób docieramy do kulminującego momentu dramatu kuszenia. Kuszony zawierza kusicielowi - przyjmuje jego obietnice, propozycje, jego wizję rzeczywistości. Ulega pokusie.
Dramat kuszenia się dopełnia. Kuszący odsłania swe prawdziwe oblicze. To, co wydawało się obietnicą i dobrem okazuje się jedynie kuszeniem, iluzją. Odsłonięta zostaje fałszywa wizja rzeczywistości, a iluzoryczne wywyższenie kuszonego staje się jego wielką porażką. Twarz dawnego bohatera zmienia się w twarz złamanego i oszukanego małego człowieka. Pragnienia i tęsknoty podsycane pochlebstwem ukazują swoją miałkość. Lęk wzbudzony groźbami ustępuje poczuciu ośmieszenia. Nikt nikogo nie zabił, jedynie ośmieszył, wystawił na pośmiewisko i na pogardę. Triumf zła polega wystawieniu na szyderstwo największych tęsknot i pragnień człowieka, jego zdolności do poświecenia. Zwycięstwo kusiciela polega na ukazaniu bezsensu walki oraz zmagania o prawdę i dobro, które w ostatecznym rozrachunku stają się ofiarami zła. Polega na wykazaniu, że człowiek nie jest dobry, nie jest zły – jest jedynie słaby i naiwny, i tak łatwo go uwieść, a potem zdradzić.
Czy to już koniec? Czy przed człowiekiem, który wszedł w dramat kuszenia i przegrał go, nie ma już żadnej nadziei? Czy jedyną jego perspektywą jest rozpacz i wystawienie się na szyderstwo i potępienie? Czy zło wygrało batalię z dobrem o duszę człowieka?
Wiemy, że nie. Na tym przecież polega chrześcijaństwo, że zło nie ma ostatniego słowa w sądzie nad człowiekiem. Ta lekcja upadku odsłania jednak trudną i ciemną stronę prawdy o ludzkiej słabości i strachu, podatności na kuszenie i schlebianie, ucieczkach w wygodne, zakłamane wizje siebie samego i świata. Odsłania też tajemnice ludzkiej wolności i konsekwencje fałszywych wyborów, opartych na braku umiejętności precyzyjnego rozeznania dobra od jego pozorów, prawdy od ułudy. Są one też bez wątpienia wynikiem nieznajomości tajników działania zła, uciekania bądź bagatelizowania jego wpływu, a może też przeceniania własnych możliwości i wewnętrznej siły. Przed zapadnięciem kurtyny tego gorzkiego dramatu Tischner każe nam się wsłuchać w dochodzący zza kulis płacz anioła.
Co znaczy ten płacz?
„Płacz anioła to metafora opisująca żal nad klęską dobra, którego los na tym świecie określony został przez wolność. Płacz ów jest przede wszystkim świadectwem istnienia dobra. O czym mówi? Mówi, że ktokolwiek ulega pokusie, nie jest z gruntu zły. W jego sercu płonie ogień dobrych pragnień. Tyle, że to za mało. Płomień jest zbyt słaby. Tragedią jest, iż wolność obraca się przeciwko dobru. Jak niewiele potrzeba, by tak wiele uległo zniszczeniu? Ale płacz anioła to coś więcej, niż tylko płacz. Płacz ów jest wyrazem innego porządku niż porządek zdrady i zła. Nie ma on wspólnych płaszczyzn ze złem. Dlatego jest dla zła nietykalny. Istnieje jako światło, jako chwała, jako czysta przestrzeń nadziei. Z łona tego porządku wydobyła się kiedyś, po wygnaniu z raju, nowa Obietnica. Nowa Obietnica jest przeciwieństwem pierwszej pokusy. Zwraca się do zdrajców, których zdradzono. Dzięki niej zdrajca, który został zdradzony, odzyskuje jakąś nadzieję.”