Fundacja IMJT Fundacja IMJT
wersja językowa: Fundacja IMJT Fundacja IMJT 
Strona główna  »  dr Anna Karoń-Ostrowska  »  Anna Karoń-Ostrowska "Dialog czy monolog"

Anna Karoń-Ostrowska "Dialog czy monolog"

 
Wszystkie terminy, jakimi posługujemy się pisząc o filozofii spotkania, dialogu, czy dramatu – nie mają proweniencji filozoficznej. Pochodzą z innego języka – z języka teologii, teatru, poezji, z języka codzienności. Cały nasz wysiłek polega na tym, żeby przenieść je na poziom dyskursu filozoficznego. Etyka zrównana zostaje z metafizyką, czy nawet jak u Levinasa ją poprzedza, życie tłumaczy filozofię.
Próba opisania ks. Józefa Tischnera jako dialogika  to zadanie ogromnie trudne, przed którym długo się wzbraniałam. Jednak padło na mnie, bo jestem współautorką razem z Profesorem książki rozmów   p.t. „Spotkanie”. Jej tematem jest on sam – jego biografia, geneza podejmowania życiowych i intelektualnych wyborów, wreszcie sama filozofia, którą tworzył. Nasze ”Spotkanie” było próba rozmowy z nim o nim samym. Niełatwe zadanie – ani dla niego, ani dla mnie, no i wymagające dużej odwagi i wzajemnej intuicji. On musiał czuć i wiedzieć, kiedy go „podpuszczam”, ja musiałam zmagać się o to, żeby mi się nie wymykał okrągłymi zdaniami...
 Jednak to już prehistoria i dotyczy ona pewnie każdego, kto podejmuje się pracy nad tzw. „ksiązką rzeką” o kimś i z kimś. Oczywiście o tych założeniach trzeba pamiętać, ale nie one stanowią istotę zagadnienia.
Uchwycenie istoty nie jest łatwe do wyrażenia, ani do wyeksplikowania – bo czy ktoś kto uważa się za filozofa dialogu i nim jest, musi też być wzorowym dialogikiem w swoim własnym życiu? Już dawno temu Zygmunt Krasiński odkrył, że: ”płynie przez ciebie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością”....Może i jesteś, ale nie tak jak chcieliby Cię widzieć czytelnicy, słuchacze, widzowie. Jest w tym jakaś tajemnica, do której granic tylko docieramy, dalej jest mrok, który wymaga szacunku.
 
Czy jednak możemy uczciwie powiedzieć, że Tischner jest dziedzicem myśli, któregokolwiek z twórców filozofii dialogu, którymi się zajmował, nad którymi pracował, o których pisał? Mam wrażenie, że nie. Myśl Tischnera pozostając myślą z kręgu filozofii dialogu, idzie swoją zupełnie inną drogą. Pewnie by powiedział drogą „filozofii sarmatów”. To też termin, nad którym trzeba by się kiedyś zatrzymać. Ale nie tu miejsce i czas po temu.
Józef Tischner rozpoczynając swoją własną drogę filozofii dialogu – zaczyna ją od spotkania dwojga ludzi na drodze. Z pozoru powód spotkania wydaje się  banalny. I czy w ogóle jest to filozofia spotkania, dramatu?
 Będziemy w tym tekście wracać do tego pytania. Jednak sadzę, że tak, jest to filozofia dialogu, bo świat zostaje w nim rozpisany na Ja i Ty. Nie ma już samotnego podmiotu, który poznaje, opisuje i rozumie wszystko. Robin Crusoe  na bezludnej wyspie jest naprawdę sam, jakoś niemy.
Nie ulega wątpliwości, jak mawiał Tischner, że krowę naprawdę można zobaczyć z dwóch stron – Ty stoisz po jednej, Ja po drugiej, potem się zamieniamy miejscami, albo i nie – i opowiadamy sobie, co widzieliśmy. Dopiero z tej opowieści możemy zobaczyć i zrozumieć istotę krowy, czy „krowiastości”.
Świat filozofii Tischnera na pewno rozpisany jest na  Ty i Ja, na jakieś My w pewnych momentach. Pytanie brzmi tylko, kim jest TY, jaką rolę spełnia w naszym dramacie. Czy jest jego partnerem, czy kimś, kto spełnia rolę „usługową”?
 Nie zapominajmy, jak w pierwszych tekstach o spotkaniu, jak w „Filozofii Dramatu” definiuje Tischner spotkanie na drodze – kiedy drugi wyzwala mnie z mojej mojości, z mojego samotniczego świata i zadaje pytanie – „dokąd prowadzi ta droga?”. Ja jest wytrącone ze swego świata, jakby budziło się z jakiegoś snu. Stoi przed nim drugi i pyta – mogę odpowiedzieć, mogę nie odpowiedzieć, mogę skłamać. TO pierwsza decyzja spotkania – jak potraktuję Drugiego poważnie czy nie, powiem prawdę, czy go oszukam dla zabawy?......
No tak, ale co dalej? Właściwie bez względu na to, co zrobię, nic z tego dalej nie wynika między nami. Drugi idzie sobie dalej, a Ja pozostaję w świadomości, że jestem dobry, uczciwy, albo jestem kłamcą, albo głupim dowcipnisiem. To mogę wiedzieć, dzięki drugiemu o sobie, ale on już nie wróci. Nasze drogi spotkały się i rozminęły.  Spotkaliśmy się czy tylko zetknęliśmy, żeby coś się o sobie dowiedzieć nawzajem? A gdzie jest dramat?
Kolejnym zdaniem, którym Tischner definiuje spotkanie jest: ”Wiem, że mnie rozumiesz, więc jesteśmy”. To daje siłę, poczucie bezpieczeństwa, potwierdzenie. Jednak nie MY, nie Ja Cię rozumiem więc jesteśmy. Nie - TY mnie rozumiesz, więc jesteśmy.....Kim zatem jest Drugi, tym kto potwierdza, dzięki komu staję się sobą, kto mnie usprawiedliwia w istnieniu?
Nie mało jest takich wątków ani w „Filozofii Dramatu”, ani potem w „Sporze o istnienie człowieka”, chociaż sądzę, że też tych dwóch książek nie należy ze sobą łączyć, ale może o tym później. Pozostańmy w „Filozofii dramatu”.
Dialog czy monolog? Przyjrzyjmy się tematom i bohaterom książki. Całe spotkanie wydarza się w horyzoncie błądzenia i odnajdywania, Ziemi Odmówionej i Ziemi Obiecanej. Przy czym w gruncie rzeczy żyjemy i spotykamy się na scenie Ziemi Odmówionej, żeby po śmierci przejść  do Ziemi Obiecanej – Ziemi upragnionej, Ziemi, gdzie nie ma kłamstwa, zdrady, lęku, oszustwa, uwiedzenia.
 Czy idę z Drugim tą drogą, czy przechodzę z nim tę granicę, czy zraniony i oszukany cierpię sam, żeby kiedyś było inaczej, tam w Ziemi Obiecanej.? Drugi jest mi potrzebny, żebym zrozumiał, że się pomyliłem, zbłądziłem, że tu nie czeka mnie nic dobrego - dopiero TAM, – ale razem czy oddzielnie?. Przez Ciebie się zbawiam czy potępiam, czy z Tobą? Jesteś śladem, przez który muszę przejść, żeby dotrzeć do mojej prawdziwej Ojczyzny, czy bez względu na wszystko idziemy razem – ku zbawieniu bądź potępieniu?.... Idziemy razem, bo kiedyś spotkaliśmy się na drodze i jedno zdecydowało się zapytać, a drugie odpowiedzieć? Czy też tamto spotkanie, które było metaforą tischnerowskiego spotkania – nie ma w ogóle znaczenia w dramacie, który przeżywamy? Kto jest jego bohaterem - My? Ja? Ty?
 
W gruncie rzeczy przyglądając się bliżej w tej perspektywie „Filozofii dramatu” okazuje się, ze mamy problem z podstawowymi jej pojęciami. Nie mamy danych do ich definicji. Kim bowiem jest Ty stojący przede mną, czy w ogóle jesteśmy w stanie na tej ziemi stworzyć jakieś MY i czy w o ogóle o to chodzi? Czy naprawdę takie jest moje, Nasze pragnienie? Może wcale nie – może podstawowym pragnieniem nie jest poznanie i tworzenie MY. Jest nim zbawienie, a nie potępienie, jest nim dotarcie do Ziemi Obiecanej. Bo dopiero tam jest możliwy prawdziwy dramat.
Żyjemy na Ziemi Odmowy, gdzie właściwie każda próba wejścia w prawdziwe spotkanie musi się skończyć rozstaniem i zawodem. Nie ma innej możliwości. Przyjrzyjmy się bliżej miejscom spotkania i jego horyzontom, tak jak opisuje je Tischner w „Filozofii dramatu”. Króluje nad nim świat aksjologii, czyli wyboru wartości, a nad nim świat agatologii – świat szukania i wyboru Dobra, które wciąga, które dobrych uczy dobroci. To właśnie w tym świecie i poprzez niego mogę odpowiedzieć prawdą drugiemu na zadane pytanie, mogę odważyć się powiedzieć: ”ja nie zabiję” i szukać prawdy twarzy drugiego poza jego lękiem, bólem, zasłoną czy maską.
Mogę, ale, po co? Bo szukam prawdy Drugiego, bo chcę mu pozwolić być, bo chcę towarzyszyć mu w jego bólu. Czy tylko, dlatego?
 Dlatego też, bo jeśli będę w sobie szukał Dobroci wobec Innego, w sobie, dla niego, on mnie potwierdzi – powie, że jestem uczciwy, sprawiedliwy, dobry, jestem jego wybawicielem i poprzez to może mnie usprawiedliwi, a może mnie i zbawi? Potwierdzi moje prawo do istnienia. To często powtarzane zdanie Tischnera rodzi mój głęboki bunt. Kto daje mi prawo do istnienia? Drugi? J a sam? Przed kim się z tego darmo danego istnienia rozliczę? Przed Drugim czy przed Stwórcą, który darmo mi je dał? Poza tym, dlaczego mam usprawiedliwiać moje istnienie, jeśli nikt mnie nie pytał czy chcę istnieć? A ja nie obiecywałam, że będę  dobra, kochająca, zbawiająca innych? Mogę taki być, ale w akcie stworzenia nie zapadła żadna obietnica. Stworzenie jest bezwarunkowo obdarzone ryzykowną wolną wolą.
Ks. Tischner to doskonale wie, więc skąd ten problem usprawiedliwienia? Dlaczego w ogóle chcę wejść w dramat, jeśli żyję istnieniem nieusprawiedliwionym? Czy chcę się z niego wyzwolić spotkaniem, czy wciągnąć innego w życie, do którego nie ma prawa?
Wszyscy żyjemy na Ziemi Odmowy. Wszystko, czego dotykamy, czego uczymy się kochać, do czego się przywiązujemy tak naprawdę jest ułudą prawdziwego świata, jak teatralna dekoracja. A jednak nie potrafimy bez tego żyć.
 Tischner rysuje przed nami świat Ziemi Odmowy poprzez spotkania z prawdą drugiego, pięknem, dobrocią. Każdy z tych opisów nazwany przez Autora ”błądzeniem” poprzez historie różnych dramatycznych spotkań wziętych głównie z wielkiej światowej literatury – kończy się jakąś klęską, jakąś zdradą, jakimś kłamstwem, szyderstwem, morderstwem. Jest, jak zarzucona przez szatana, czy złego człowieka wędka – byle drugi uwierzył, byle dał się skusić, byle powiedział „tak” wszystkiemu – nie podejrzewając, że jest „wiedziony na „pokuszenie”, lub po prostu uczestniczy w grze, w którą ten, kto uwierzył pierwszy musi przegrać.
Przesuwają się przed nami pary zdradzających i zdradzanych – Raskolnikow i Porfiry, jako symbole dramatu kłamstwa. W błądzeniu w żywiole dobra spotykamy królową Annę i Gloucester’a z tragedii Szekspira „Ryszard III”. Gloucester zabija ukochanego męża Anny, aby zająć jego miejsce. W tak genialny sposób prowadzi z nią grę, że ona w końcu gotowa jest mu wybaczyć i przyjąć jego argumenty. Mamy różne niezwykle wnikliwie przez Tischnera opisane uwodzenia, zniewolenia – przez strach, przez cierpienie, brawurę, czy wreszcie przez piękno. Bohaterami rozdziału o błądzeniu w żywiole piękna jest Don Juan i zakonnica, którą uwodzi - Donna Elwira oraz Kierkegaard i Kornelia z „Albo-albo”.
Za każdym razem chodzi o to, żeby uwieść drugiego, przekonać do swoich racji, a potem zniszczyć, porzucić sycąc się jego klęską i łatwowiernością. Na końcu każdego takiego dramatu rozlega się płacz anioła i szyderczy śmiech diabła. Na Ziemi Odmowy żyjemy rozdzierani między dwa żywioły, walka toczy się o naszą duszę, o nasze zbawienie lub potępienie. Jak bliski w tych wizjach i analizach Józef Tischner jest polskim romantykom!.
                                               
 
Tak w dramacie wygląda świat wzajemnych błąkań, świat ziemi, która miała być ziemią obiecaną, a stała się ziemią przeklętą, ziemią odmowy, gdzie zdradzający zdradzają, kłamcy są okłamywani, a my wszyscy z naszymi nadziejami, tęsknotami i rozpaczą poddawani zostajemy zwycięskim działaniom złego. Dlaczego tak jest? Przecież właściwie nie zrobiliśmy nic złego? Chcieliśmy być tylko szczęśliwi na tym świecie....
Obok tego świata ułudy, pożądania i kłamstwa jest inny ludzki świat, który Tischner nazywa Ziemią Obiecaną i wyznacza podstawowe cztery miejsca, w których dzięki spotkaniu wydarza się ludzki dramat życia. Ja i Ty, aż wreszcie My. Te cztery miejsca ludzkiego spełniania się dramatu na ziemi, którą określa jako „scenę” to – dom, warsztat pracy, kościół i cmentarz.
Właściwie opis Ziemi Obiecanej i nasza droga po niej trochę przypomina piękną góralską baśń o tym, jak spotykają się młodzi, ich miłość nie jest niczym zagrożona, budują dom, rodzą dzieci, które coraz bardziej stają się sensem domu i ich samych. Uczą się mądrze gospodarować na ziemi, o której wiedzą, że „dostali w posiadanie”, ona owocuje, odwdzięcza się. Oni też wzajemnie odwdzięczają się za wierność i miłość, dziękują Bogu za błogosławieństwo, którym ich obdarza. Oto krótki okres szczęścia na Ziemi Obiecanej.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bez naszej woli, ani jakiegokolwiek uczynionego zła – wszystko się zmienia. Dzieci odchodzą z domu, dawni piękni i młodzi małżonkowie starzeją się i umierają, domy popadają w ruinę niosąc tylko czasami w sobie znak dawnej radości i obfitości. Cmentarz staje się miejscem spotkania z ukochanymi, już nie dom. Tak samo odchodzą nasi dawni współpracownicy, z którymi staraliśmy się cos razem stworzyć, naszą pracę, nasze idee przejmują młodzi, którzy czasem tylko stają się kontynuatorami naszych dzieł. Krótkie jest nasze życie na tej ziemi i co z niego tu zostaje? Czy jesteśmy w stanie coś uchronić? Zostawić, choćby pamięć? Nigdy tego nie wiemy, a wyroki historii są nam nieznane....
Dlatego Tischner powie - to nie tu, to nie tu....TAM jest tylko obietnica prawdziwego Życia, prawdziwej miłości, prawdziwej nadziej, prawdziwej twórczości, prawdziwego, pełnego szacunku i rozumienia przejmowania dziedzictwa i przyjaźni. To TAM. Gdzieś TAM. Chwile spełnienia pragnień, których tu doświadczamy, chwile radosnej wzajemnej miłości - tu są jedynie obietnicą, zapowiedzią – tego, co czeka na nas po Tamtej stronie.
 Stąd dramat tej ziemi – Ja ratuję Ciebie, Ty mnie, Ja mogę zbawić się dzięki Tobie, a Ty dzięki mnie, sami pojedynczo nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Dlatego Ja szukam i pragnę Ciebie, a Ty mnie, bo jesteśmy dla siebie nawzajem znakami nadziei ocalenia, zbawienia lub potępienia. Miernikiem jest tu wierność wzajemna, wolność wyboru i pragnienie, głęboko różne od pożądania.
Tę ideę pożądania i pragnienia Tischner zapożyczył bezpośrednio od Emmanuela Levinasa i przejął ja do swojej filozofii dramatu. Pożądanie jest czymś, co musi być natychmiast zrealizowane, człowiek pożąda wody i chleba, śpiący, pożąda wygodnego miejsca do odpoczynku, ktoś pożąda bogactwa, ktoś kobiety, ktoś mężczyzny – już, natychmiast, teraz....
Pragnienie jest czymś o wiele bardziej metafizycznym i otwartym, jest nadzieją, jest marzeniem, jest otwarciem na to, czego nie znamy, a co ma przyjść, co jest dobre, piękne i łaskawe, co nam nie zagraża, co chce nas ocalić i zbawić. Pragnienie jest wielka metafizyczną tęsknotą, jest czymś, czego oczekujemy, żeby nie popaść w tragedię nicości i pustki, bo „prawdziwe życie jest nieobecne”, jak powtarza za Baudelaire’m – Levinas.
Być może tu docieramy do źródeł Tischnerowskiego dramatu. Wydarza się on między pożądaniem a pragnieniem. Spotkanie, pytanie o twarz Drugiego budzą we mnie pragnienie Tajemnicy, pragnienie obietnicy i transcendencji. Nie wiem do końca, co mi obiecuje, ale czuję, wiem, że może być dla mnie ratunkiem, a ja dla niego. Właśnie On, nikt inny. Coś ważnego, pięknego może wydarzyć się dzięki niemu i z nim, i przez niego. Dlatego walczę o nasz wspólny dramat, bo przecież: „nikt sam sobie nie żyje i nikt sam sobie nie umiera”.
Natomiast spotkanie w pożądaniu jest zawłaszczeniem, jest chęcią posiadania, „zjedzenia” drugiego, zużycia, wykorzystania i porzucenia, jest próbą mojej siły zawładnięcia Tobą, w którą natychmiast włącza się zły. Poprzez pożądanie dążymy do zatracenia, bo chodzi tu o zawładnięcie, a nie o to, żeby wzajemnie dzięki sobie być.
Czy jednak tak w jednym, jak i w drugim spotkaniu chodzi Tischnerowi o jakieś MY, czy zawsze chodzi o ja przez Ciebie, dzięki Tobie? Czy w filozofii dramatu jest jakieś „razem”, jest budowanie wspólnego My? Czy też Ja przez Ciebie spełniam swoje pożądania, nawet, jeśli prowadzą mnie ku zatraceniu lub przez Ciebie spełniam swoje pragnienia, które mogą mnie zbawić, zaprowadzić do wiecznej Ziemi Obiecanej, gdzie krzyku i łez już nie będzie? Razem z Tobą, czy przez Ciebie, dzięki Tobie? Czy jeśli zbłądzę i oszukam będę ratował Ciebie przed moim oszustwem, żebyś, chociaż Ty doświadczył Obietnicy? Czy pociągnę Cię za sobą, lub zostawię samego?
 Co wynika z przykładów części „Filozofii dramatu„ mówiących  o błądzeniach w żywiole piękna, prawdy i dobra?                       
  Czy budując razem dom, warsztat pracy, kościół, cmentarz będę robił to z Tobą czy tylko dzięki Tobie, przez Ciebie, dla Ciebie, bo moim głównym celem i finałem mojego (nie naszego) dramatu religijnego – jest moje zbawienie i ocalenie, a nie nasze, Twoje i moje?.....
Więc dialog – tak, bo razem dzięki spotkaniu zagospodarowujemy tę ziemię, ale czy nie podszyty monologiem, – bo będą z Tobą, przez Ciebie, obok Ciebie na tej ziemi, która może stać się Obiecaną - ale chodzi mi przede wszystkim o mnie samego. Moje usprawiedliwienie, moje ocalenie, moje zbawienie się liczy – a Ty mi tylko pomagasz w tym, służysz, dzieje się to jakoś przez Ciebie, ale nie – z Tobą, ani nie dla Ciebie. W gruncie rzeczy Ty jesteś dla mnie, a nie Ja dla Ciebie. W ostatniej scenie dramatu ocalenia bądź potępienia jestem sam, bez Ciebie. Ludzkie Ty zamienia się na TY Boskie, a dramat w swej istocie jest dramatem religijnym, o niego ostatecznie i naprawdę chodzi.
 Dialog jest obok monologu, albo monolog ukierunkowuje dialog? Zatem może w ogóle chodzi tak naprawdę o mój dialog z Bogiem, a Ty –drugi człowiek jesteś jedynie Jego znakiem, transcendentalnym śladem?...Choć nie mogę żyć bez Ciebie ani na ziemi przeklętej, ani obiecanej....Potrzebuję Twojego wsparcia, a Ty mojego, bo pragnę Twojego potwierdzenia, jak Ty mojego, nie mogę żyć bez Twojej wiary we mnie wciąż na nowo odnawianej, ani bez Twojego wyboru mnie jako swojego Ty. Jednak przyjdzie taki moment, kiedy nasz dramat się skończy. Nie wiemy jak, ani nie chcemy wiedzieć, bo nie wierzymy w rozstanie, a nawet jeśli już jest nieuniknione, chcemy żeby było uczciwe, piękne, choć bolesne, żeby się go nie wstydzić, nie chcieć zapomnieć, nie zacierać, ani nie zakłamywać rzeczywistości. Żeby ślad Nieskończonego pozostał miedzy nami, mimo rozstania.
A jak to będzie, jak się skończy zanim zapadnie kurtyna? Czy zdradą, kłamstwem, odmową wzajemności, odrzuceniem, czy też tym, co nieuniknione, co nie jest w naszej mocy, ani we władaniu – śmiercią? Jednak chwilę wcześniej – już nie ma Ja i Ty, nie ma MY. Każdy z nas odchodzi sam – wcześniej, później, szlachetniej, czy haniebnie, ale sam. Nie odchodzimy razem. Odchodzimy każdy sam – może odchodzę dla Ciebie, może dzięki Tobie, ale nie z Tobą. Odejście jest ludzkim monologiem, może staje się dialogiem z Bogiem? A może na zawsze pozostaje już monologiem, albo ciszą?....
Fascynuje mnie od dawna jak wyglądałaby II część „Filozofii dramatu”? W którą stronę poszedłby w myśleniu Tischner – w kierunku agatologii, dramatu estetycznego, czy w stronę dramatu religijnego? Jak rozwiązałby sprawę wzajemności i fenomenu MY?
 Nigdy się już tego nie dowiemy. Trudno „Spór o istnienie człowieka” uznać za ciąg dalszy „Filozofii dramatu”. Jest on raczej powrotem do debaty ze swoim mistrzem Ingardenem, do czego nawet nawiązuje sam tytuł (Ingarden napisał trzytomowy „Spór o istnienie świata”). Tischner swój spór z Ingardenem chce łączyć z własną oryginalną filozofią spotkania, w którą włącza elementy teologiczne, elementy myślenia religijnego. Można by, więc zaryzykować hipotezę, że jego dalsze poszukiwania szłyby w stronę dramatu człowieka z Bogiem. Kiedyś napisał, że tak naprawdę jest to jedyny dramat, jaki naprawdę wart jest zachodu... Są to jednak tylko hipotezy. Ks. prof. Józef Tischner swoją ostatnia książkę pisał w szpitalu śmiertelnie chory na raka. Spieszył się, było to ostatnie słowo, które chciał powiedzieć i wiedział, że nie zdąży opowiedzieć go do końca. Pisanie w obliczu nadchodzącej śmierci, również zmienia perspektywę i nastawienie Autora. „Spór o istnienie człowieka” zdecydowanie skierowany jest w stronę dialogu z Bogiem. Pojawia się problem Łaski, miłosierdzia, wolności, która ostatecznie jest „wolą Twoją” oraz wielki problem Dobra, czy Dobroci, którego głębokie zanalizowanie po tischnerowsku jest wciąż przed nami. Nasze drogi przez miłosierdzie, łaskę, dobroć są wspólne, ale w końcu to Ja zbawiam się lub zostaję potępiony przez niego, czy dzięki niemu, bo nie dość byłem wierny, miłosierny, łaskawy...ale on, bo to już ON, nie TY – nie ma nic do powiedzenia i nic nie może zrobić. Sprawa rozgrywa się miedzy mną a Bogiem, tu pada ostatnie słowo. Czy jest to słowo dialogu?
 



Polecamy również

Praca nad ludzką nadzieją Wojciech Bonowicz
Od Boga filozofów do obecności Boga Jan Andrzej Kłoczowski OP
Europa po góralsku Łukasz Tischner
Solidarność dziś Antoni Szwed
Fundacja IMJT Fundacja IMJT
Dofinansowano ze środków Programu Archiwistyka Społeczna.
Fundacja IMJT
strony internetowe Webstar & PelcIT