Adam Workowski "Dom jako miejsce istnienia człowieka"
w: Zeszyty Karmelitańskie 1/2005
Namiętność domu
Trudno mówić o domu spokojnie i bez emocjonalnego patosu. Niemal dla wszystkich stanowi ogromną wartość. Tęsknimy za domem naszej przeszłości i marzymy o posiadaniu własnego. Powrót do domu jest jednym z najczęstszych tematów literatury i filmu.
Niekiedy jednak słowo „dom” budzi niedobre skojarzenia. Już dla starożytnych Greków był miejscem wiecznie powtarzalnego mozołu, od którego szukali ucieczki w przestrzeni publicznej. Czasem budzi się w nas chęć zerwania z korzeniami, ucieczki od zastanych miejsc i obyczajów. I nie jest to tylko ekstrawagancja. W tradycji amerykańskiej młodzieniec powinien opuścić dom rodzinny i przenieść się do innego miasta, żeby zyskać samodzielność. Zapewne większość ludzi pragnie spokoju i stabilizacji, ale też ludzie naśladując Chrystusa i innym Mistrzów duchowych pamiętają, że nie mieli oni własnego domu.
Zabawne, że wielu młodych rzutkich biznesmenów, którzy ciągle zmieniają mieszkania i kraj pobytu, marzy o posiadaniu domu. W ich psychice zderza się potrzeba nowości i wędrówki z potrzebą zbudowania „stałego gniazda”. Nawet ludzie najbardziej nowocześni fascynują się domem. Skąd bierze się jego czarodziejska siła?
Wielu mówi, że dom jest miejscem, w którym żyje rodzina. Pełni funkcję podobną jak muszla dla ślimaka. Tęskniąc do domu, tak naprawdę dbamy i pragniemy szczęścia rodzinnego.
Współcześna rodzina przeżywa kryzys. Nie tylko istnieje coraz mniej szczęśliwych rodzin, ale również pojawiają się próby podważenia tradycyjnego znaczenia rodziny. Dlatego refleksja nad domem może być traktowana jako wstęp do dyskusji o roli i znaczeniu rodziny.
Wydaje mi się jednak, że ludzka fascynacja domem pochodzi z innych źródeł. Dlatego chciałbym zacząć dyskusję z przeciwnej strony: zastanowić się nad domem jako takim i dopiero potem pytać – co sprawia, że właśnie w domu znajduje swoje schronienie rodzina. Ten projekt wydaje się niewykonalny. W domach mieszkają nie tylko rodziny, ale ludzie samotni, przyjaciele, komuny anarchistów i klany plemienne. Poza tym domem może być wiele budynków :od baraku i mokrej jaskini do rezydencji na przedmieściach. Wśród potężnych i pustych przestrzeni może snuć się samotnik, a w nędznej izbie tłoczyć się duża rodzina.
Kluczowe cechy domu
Pozostawiam na boku fizyczne cechy domu. (Zaznaczę tylko, że klimat i brak owłosienia ludzkiej skóry powodują, że domy muszą spełniać pewne warunki fizyczne). Zastanowię się nad cechami „duchowymi”, które są istotne do zaistnienia domu. Nie proponuję żadnych wydumanych teorii. Zacznę od opisu doświadczeń, które są wspólne dla wielu z nas i spróbuję je uogólnić.
Istotne cechy domu wydają się na pozór łatwe do wskazania, ale przy bliższym spojrzeniu nabierają dziwnej wieloznaczności.
Mówimy, że dom przede wszystkim oznacza schronienie. Faktycznie – zamykając drzwi oddzielam się od zewnętrznego świata. To oddzielenie nie może być absolutne: przyjmujemy gości i odbieramy telefony. Dom zupełnie zamknięty stałby się pułapką, a w pełni otwarty straciłby swoją intymność. Nie tylko otwieram się na świat. Sam również opuszczam dom i do niego powracam. Napięcie między zamknięciem i otwarciem, wnętrzem i zewnętrzem należy do istoty domu rozumianego w sensie schronienia.
Kolejną kluczową cechą domu jest swojskość. Innymi słowy, czuję się w nim zazwyczaj u siebie. Jednak trzeba zwrócić uwagę, że swojskość ma dwie twarze. Czasem czuję się swojsko wśród rzeczy, nad którymi panuję. Wprowadzam własną dyscyplinę i porządek i daje mi to słodkie poczucie władzy, tym słodsze, że poza domem zwykle muszę ulegać prawu świata. Panowanie może się objawiać dość trywialnie np. przez nałóg ciągłego sprzątania.
Lecz swojskość może oznaczać zdanie się na rzeczy, przystosowanie się do praw i kaprysów, jakie nimi rządzą i swobodne współistnienie. Mądrość współistnienia z rzeczami może się objawiać w sposób podniosły i trywialny, gdy snuję się po domu w szlafroku i utrzymując umiarkowany bałagan, staram się pogodnie robić wszystko, żeby czuć się swojsko i wygodnie. Zatem swojskość może oznaczać narzucanie swojej władzy albo postawę „pozwolić być”
Swojskość dotyczy nie tylko rzeczy, ale przede wszystkim relacji z domownikami, z którymi łączą mnie więzy krwi albo przywiązanie. Intymna relacja między domownikami jest zwykle połączeniem władzy i partnerskiej zażyłości. W dawnych wiekach pan domu sprawował władzę absolutną, ale współcześne relacje domowe są bardziej partnerskie. Oba składniki relacji wydają się sprzeczne i powiązane tworzą mieszankę wybuchową, która rozsadziłaby społeczeństwo. Tymczasem w intymnym życiu domowników połączenie zależności i poufałości zwykle daje poczucie bezpieczeństwa i swobody. Oczywiście ta intymność związków domowych ma też smutną stronę - sprawia, że wewnętrzne konflikty mogą ranić mocniej i głębiej.
W sferę swojskości wchodzą również goście. Gościnność jest konieczna, żeby dom nie zmienił się w ponurą pułapkę. Również ta ważna cecha domu przejawia się dwojako. Mogę przyjmować gości na swoich prawach albo sprawiać, że czują się jak „u siebie” i mogą wnosić swoje zwyczaje i porządki.
Dom jest miejscem codziennego życia. Od wygnania z raju życie codzienne wiąże się z ciężkim trudem. Starozytni Grecy uważali, że prawem domu jest ciągła troska o przetrwanie. Trzeba prać, sprzątać i gotować a także naprawiać psujące się urządzenia. Te wszystkie czynności służą życiu, ale muszą być ciągle powtarzane na nowo – dlatego mówimy o domowym kieracie. Z drugiej strony wracając z pracy marzę, żeby odpocząć po ciężkim dniu. Widzę wtedy dom – jako miejsce rytuałów i ceremonii wypoczynku i relaksu.
W domu jestem zwykle autentyczny. Jestem sobą – zrzucam światowe maski i mogę robić to, co sam chcę. Czasem ta swoboda oznacza wyzwolenie własnej twórczości: od komponowania do majsterkowania i czytania, kiedy staram się rozwinąć własne talenty, ale często autentyczność jest bierna i sprowadza się do porzucenia wewnętrznej dyscypliny, do luzu i beztroski.
Istotne cechy domu budują przestrzeń zadomowienia
Istotne cechy domu mają dziwną właściwość. Zamiast jednego stałego określenia otrzymujemy wachlarz rozmaitych możliwości – rozpiętych zwykle między dwiema biegunami (np. swojskość waha się między autorytarną władzą a oddaniem się światu, a autentyczność między wewnętrzną twórczością a poluzowaniem sobie samemu). W efekcie zamiast sztywnych, stałych reguł – rozpościera się duża przestrzeń zadomowienia. Każdy z nas inaczej ustala swoje miejsce w tej przestrzeni czyli na własny sposób ukonkretnia kluczowe cechy domu (swojskość, autentyczność, codzienność, schronienie).
Opis struktury przestrzeni zadomowienia jest na tyle ogólny, żeby nie budzić specjalnych kontrowersji, a zarazem pozwala pokazać, jak przemiany w świecie wpłynęły na zmianę rozumienia domu.
Nie dziwimy się oczywiście, że wzrost znaczenia kobiet i dzieci radykalnie zmienił relacje między domownikami i samo rozumienie domu. Ale mało kto zwraca uwagę, że potężne zmiany zachodzą również dzięki wynalazkom technicznym.
Odkrycie pralki automatycznej pozwoliło zaoszczędzić siły i zyskać wiele wolnego czasu. Podobne wynalazki sprawiły, że dom coraz mniej kojarzy się z codzienną żmudną harówką. Niestety nadmiar czasu przeznaczamy raczej na rozrywkę niż na wzmacnianie więzów rodzinnych i własną twórczość. Symbolem tej przemiany staje się telewizor. który nie tylko wpływa na rozluźnienie więzi wspólnotowych, ale dokonuje przeobrażeń we wnętrzu człowieka. Nie zawsze zwracamy uwagę na duchowe znaczenie telewizora, który pozwala oglądać najważniejsze wydarzenia w świecie bez ruszania się z fotela. Na pozór dokonuje się cud: osiągamy uczestnictwo w burzliwym życiu, nie opuszczając bezpiecznego schronienia. Jednak takie uczestnictwo jest tylko iluzją – zamieniamy świat na serię obrazów i odrywamy się od miejsca i czasu, w którym żyjemy. Otoczenie i ludzie wokół stają się obojętni. (Czy możemy zaprzeczyć, że w oczach niektórych sąsiadów istniejemy mniej realnie niż bohaterowie serialu?).
Przedstawiony opis przestrzeni zadomowienia ma dwie poważne wady. Po pierwsze, wydaje się jawnie nieprawdziwy. Mówiłem, że można żyć w domu na różne sposoby dzięki pełnym napięcia wyborom, jakie stawia przed nami codzienność. Tymczasem życie w domu układa się w sposób prosty i naturalny i zazwyczaj nie odczuwamy specjalnych napięć ani dylematów. Można odpowiedzieć na ten zarzut wskazując, że rozwiązywania wyborów domowych uczymy się od dzieciństwa i napięcie z tym związane stało się przyzwyczajeniem. Jesteśmy jak ryby w głębinach, które pływają swobodnie mimo potężnego ciśnienia otaczającej wody.
Drugi zarzut jest poważniejszy. Wydaje się, że nie wyjaśniłem dotąd wielkiej wagi jaką odgrywa dom w życiu ludzi. Wydaje się zatem, że muszą istnieć inne kluczowe cechy zadomowienia, o których dotąd nie mówiłem.
Dom jako tajemnicze centrum świata
Myślimy zwykle o domu mając w oczach obrazy dzieciństwa, które miłośnie przechowujemy w pamięci i marzeniu. Wedle tego wzoru budujemy nasze własne domy. Czy czar domu z dzieciństwa jest tak zniewalający – bo wiąże się z brakiem trosk, z uśmiechem i miłością rodziców? Chyba nie, bo dziecinne troski wydają się błahe tylko z dorosłej perspektywy. Chodzi raczej o to, że w dzieciństwie dom i jego otoczenie są zarazem bliskie i tajemnicze. Dziecko we mnie pamięta zagadki strychu, piwnicy i tajemniczego końca ogrodu, gdzie kończył się świat. Dziecko chwyta ulotne, niepowtarzalne wrażenia. Czuje się zadomowione w świecie, który jest zarazem bliski i tajemniczy. Jeśli przyjmiemy za Maxem Weberem, że nauka i dorosłość pokazują nam „odczarowany” świat, to funkcją domu (widzianego od strony dziecka) jest przywrócenie nam czaru i tajemnicy.
Mircea Eliade opisywał plemię Aborygenów, dla którego dom był miejscem sakralnym – stanowił centrum świata. Duży pień drzewa (axis mundi) umieszczony w środku namiotu otwierał drogę w górę do nieba i w dół do piekła. Wędrowne plemię nosilo ze sobą „ruchome centrum” i wokół niego porządkowało świat. Zniszczenie symbolu centrum świata powodowało dla Aborygena utratę duchowej orientacji i powolną śmierć. Wierzenia Aborygenów nie są tylko etnograficzną ciekawostką, bo pokazują naocznie metafizyczną funkcję domu – wyznaczania centrum, które porządkuje otaczający świat.
Również w kulturze europejskiej dom był miejscem związanym ze sferą sacrum. Czytamy w Biblii, że nasze ziemskie życie jest przygotowaniem do pobytu „w domu Ojca, w którym jest mieszkań wiele”. Nasz dom na ziemi jest obrazem prawdziwego domu w niebie.
Można przypuszczać, że nasze głębokie przywiązanie do domu wyraża tęsknotę za czarem świata dzieciństwa i zarazem pragnienie znalezienia centrum duchowej orientacji. Oczywiście podobnie jak wcześniejsze cechy, również i te zawierają w sobie swoje przeciwieństwo. Tęsknimy za dzieciństwem i porządkiem, ale również pragniemy wyzwolenia z dzieciństwa i nowości i dlatego czasem zrywamy więzy łączące nas z ludźmi i miejscami.
Zdajemy sobie sprawę, że relacja z domem nie jest przygodną właściwością człowieka. Ludzie chcą budować domy i zakorzanić się w świecie. Od zarania dziejów działanie ludzkości jest próbą zadomowienia natury. Sławny romantyk Novalis uważał, że również zadaniem filozofów jest myślowe zadomowienie człowieka w świecie. Współcześni filozofowie francuscy Marcel i Merleau-Ponty poszli znacznie dalej – uznali, że pojęcie zamieszkiwania najtrafniej opisuje intymną relację człowieka do własnego ciała jak i zewnętrzną relację do całości świata. Wynika z tego, że zamieszkiwanie należy do natury człowieka.
Takie rozumienie człowieka oznacza po pierwsze, że zamieszkiwanie pozwala źródłowo doświadczyć tego, jak istnieje człowiek. Inaczej mówiąc, jeśli chcemy poznać kim jesteśmy naprawdę, przyglądamy się swojemu zamieszkiwaniu. Co więcej, inne relacje ze światem i z innymi ludźmi są opisywane na wzór relacji zadomowienia. Nasz dom jest jakby soczewką, w której odbijają się wszystkie relacje, jakie ludzie nawiązują ze światem.
Po drugie, skoro możemy zmieniać nasz sposób zamieszkiwania, to mamy również swobodę kształtowania naszego bycia. Zatem sposób zamieszkiwania nie tylko kształtuje nasze zajęcia, rozrywki i zwyczaje, ale również decyduje o naszej tożsamości – wyznacza to, kim jesteśmy!
Porównałem mieszkańca domu do ryby, która pływa w głębinach mimo potwornych ciśnień. Porównanie wydaje się trafne. Ryba nie jest sprasowana przez ciśnienie wody, bo w swoim wnętrzu utrzymuje podobne ciśnienie. Ludzie nie czują napięcia związanego z zamieszkiwaniem, bo przeżywanie tego napięcia należy do ich istoty.
Oczywiście musimy pamiętać, że nie ma prostej zależności: między istnieniem, a mieszkaniem w domu. Wiele konkretnych właściwości domu zależy od rozmaitych uwarunkowań : konieczności życiowych, przypadkowych okoliczności itd. Jednak bronię tezy, że człowiek ma zawsze możliwość wpływania na sposób i styl zadomowienia. Mówiąc precyzyjnie zawsze mamy wpływ na swoje miejsce w przestrzeni zadomowienia.
Oczywiście nie musimy przyjmować teorii filozofów francuskich. Ale niezależnie od tego, nie ulega wątpliwości (przynajmniej od kilku wieków), że życie codzienne ucieleśnione w domu przyczynia się do ukształtowania tożsamości osoby czyli współdecyduje o tym, kim jesteśmy.
Fizycznym śladem przestrzeni zamieszkiwania są domy, mieszkania w blokach i slumsy. Nawet bezdomni na dworcu w Krakowie organizują sobie przestrzeń do leżenia – szukają kąta, w którym mogą oddzielić się od innych.
Dom a rodzina
Próbowałem powiedzieć coś o domu i zamieszkiwaniu, pomijając rolę rodziny. Dla wielu ludzi takie postępowanie jest śmieszne, bo opisuje dom zapominając o jego istocie. Według nich dom jest miejscem życia rodziny. Inaczej mówiąc, dopiero zasiedlenie przez rodzinę sprawia, że budynek mieszkalny staje się domem.
Wydaje się, że łatwo uzasadnić takie określenie. W naszych miastach i wsiach jest coraz więcej mieszkań, gdzie żyją ludzie samotni z wyboru albo z konieczności, albo bezdzietne małżeństwa bądź też ludzie powiązani przez luźne związki erotyczne albo towarzyskie. Czy w tych przypadkach można mówić o prawdziwym domu?
Zauważmy też, że wraz ze współczesnym kryzysem rodziny coraz trudniej spotkać prawdziwy dom. Wynika z tego, że rodzina i dom są nierozdzielne.
Wydaje mi się, że przedstawione rozumowanie stawia rzecz na głowie. Rodzina nie tworzy automatycznie przestrzeni zadomowienia. Na odwrót, dopiero wtedy, gdy panują w niej silne więzi i specyficzne – dorosło-dziecięce widzenie świata, mogą zrealizować się istotne cechy domu.
Uzasadniałem wcześniej, że zadomowienie ma związek z naturą człowieka. Dlatego dom jest naturalnym miejscem dla związków trwałych i poważnych, które dotykają rdzenia osoby. Gdy związki są luźne i oparte na wzajemnych korzyściach – rola domu zdecydowanie maleje. Związki rodzinne w sposób naturalny są oparte na mocnych więzach egzystencjalnych. Jeśli przy tym tradycyjna rodzina obejmuje rodziców i dzieci, to w sposób naturalny może spełnić dwie ważne cechy domu – dziecięce oczarowanie światem i dorosłe poszukiwanie porządku i duchowej orientacji. Zatem przestrzeń zadomowienia jest naturalnym środowiskiem dla tradycyjnej rodziny. Jednak nie możemy powiedzieć, że wszystkie tradycyjne rodziny potrafią stworzyć dom, ani też że inne formy związków międzyludzkiej nie są do tego zdolne.
Egzystencjalna przygoda
Gdy wracam do domu wydaje mi się, że dzień się kończy i życie zwalnia bieg. Ale właśnie wtedy rozpoczyna się codzienna przygoda egzystencjalna – budowanie własnej egzystencji. Często rutynowe troski i nuda otoczenia przesłaniają nam niezwykłą twórczość jaką umożliwia codzienne życie w domu. Smak zadomowienia odczuwamy zazwyczaj tylko przy uroczystych okazjach i nie zdajemy sobie sprawy, że drobne domowe wybory wytrwale dzień po dniu rzeźbią kształt naszej egzystencji.